22 listopada 2010

Garść statystyk i podsumowanie.

Powiem krótko: przegrałem, ale wygrałem.


Teraz będzie szczerze i pokornie:
Uzyskałem 15 głosów z 6846 w moim okręgu. Jeśli chodzi o procenty, było to 0.22%

Koszt mojej kampanii wyborczej wyniósł 5,60 PLN, w całości pochodzący z moich skromnych środków. 5 zł poszło na tusz, oraz papier (projekt ulotki, chałupnicze drukowanie, wycinanie i fatyga została wykonana przeze mnie nieodpłatnie - sam sobie płacić nie muszę). 60 groszy kosztowało mnie pudełko pinezek.


W swoim okręgu jestem 58-my na 66 kandydatów, a w całym mieście 212-ty na 262 kandydatów. W moim okręgu jest 6 miejsc do Rady Miasta, natomiast w całych Siedlcach - 23 miejsca. Frekwencja w moim okręgu: 46,76% W całych Siedlcach: 47,15%

Aby dostać się do rady, potrzeba było powyżej 200 głosów (nie wiem jeszcze dokładnie, gdyż PKW do tej pory nie podała, kto konkretnie dostał się do Rady Miasta Siedlce - uaktualnię to jak podadzą oficjalne dane) przy założeniu, że dana lista osiągnie próg wyborczy - 5%. Moja lista osiągnęła wynik 1,03%, więc nawet gdybym miał 300 głosów, nie dostałbym się.

Głosy nieważne nie przekraczają 5%, ale warto zwrócić uwagę na fakt, iż te malutkie procenciki to średnio 250-300 głosów na okręg, co oznacza jednego pewnego radnego.

Dlaczego mówię, że "wygrałem"? Trochę się tutaj pocieszam na siłę, ale już sam start jest jakimś sukcesem, podobnie jak uzyskanie każdego pojedynczego głosu. Sukcesem jest tutaj uzyskanie kilku głosów mimo młodego wieku i praktycznie zerowej "sławy" w mieście. Zapewne wiele osób mnie popiera, ale ostatecznie zdecydowało się oddać głos na kogoś, komu po prostu bardziej ufa, lepiej zna, daje większe szanse.
Serdecznie dziękuję za każdy głos z osobna. Jest to dla mnie olbrzymia motywacja, ponieważ widzę, że bez wsparcia finansowego da się pozyskać kilka głosów. Poza tym, głos głosowi nierówny - o wiele więcej wart jest przemyślany, zdecydowany głos na osobę, niż głos "bo tak" na partię. I takie głosy bardzo cenię! Co prawda, moja babcia i tata zagłosowali na mnie "bo tak" (no dobra, tatę musiałem przekonać do przeniesienia więzienia - myślał, że zlikwidujemy także miejsca pracy, ale za niego wstawmy mnie samego), jednak cała reszta (12 osób) to głosy ludzi ze mną niepowiązanych. Ach, niektórzy mają dobrze, gdyż ich (liczne!) rodziny mają w większości meldunek w Siedlcach - no, ale nie mają za to tej satysfakcji, którą mam ja :-)

Dziękuję Natalii, która pomogła mi zebrać wymagane podpisy poparcia, razem ze mną zdobywając cenne doświadczenie związane z bardzo różnymi reakcjami na tego typu oddolne inicjatywy społeczne.

Dziękuję wszystkim, którzy poświęcili czas na przeczytanie tego, co pisałem w związku z moim kandydowaniem, oraz wszystkim tym, którzy rozmawiali ze mną na żywo - a w szczególności ludziom, którzy potrafili konstruktywnie ze mną podyskutować.

Dziękuję każdemu, który mnie popiera - w głosowaniu, w słowie otuchy, czy nawet w swoich myślach.

Główną przyczyną mojego niepowodzenia był fakt, iż dostałem się na listę startujących w ostatniej chwili, można powiedzieć, że przypadkiem, czy może nawet przez zrządzenie Bożej Opatrzności (naprawdę, całe te wydarzenie było szeregiem niezwykłych zbiegów okoliczności). Dlatego też już dziś postanawiam działać aktywnie, żeby przede wszystkim ludzie mnie znali. Spodziewam się reakcji wyborców na wieść, że do Rady Miasta startuje niejaki Paweł Wyrzykowski: "nie znam człowieka!". Dodatkowo, 30 odwiedzin tego bloga dziennie, to stanowczo zbyt mało, poza tym Internet nie jest opanowany przez każdego naszego mieszkańca. Na pewno kwestia rozpoznawalności jest tutaj priorytetem, aby wygrać wybory (oczywiście wygrać dla jakiegoś konkretnego celu, a nie "wygrać dla samego wygrania" i siedzieć z założonymi rączętami). Niemniej ważnym jest, żeby była to rozpoznawalność na gruncie pozytywnym i nienachalnym. Zależy mi na głosach rozważnych, przemyślanych (nawet za cenę porażki), a nie na popularności w stylu Joli Rutowicz. Wtedy ma się szansę zostać kimś, naprawdę kimś wartościowym, czasami nawet pożytecznym dla społeczeństwa. Zapowiadam, że raczej będę się starał wystartować ponownie za cztery lata, zbierać ludzi, tworzyć plany, koncepcje i pomysły - a jeśli ja nie wystartuję, moje poparcie i osób mnie popierających postaram się skierować na inną osobę wolną od "układów" (a takich jest bardzo dużo, tylko problemem jest ocena, czy są to ludzie o dobrych zamiarach). Zresztą, mam nadzieję, że nie będę startował zupełnie sam w duchu, który reprezentuję.

Nie zrzucam winy na innych. Sytuacja trochę nie sprzyjała, ale czasami mogłem być bardziej śmiały (bezczelny?) i zaangażowany we własną kampanię. Nie usprawiedliwiam się tym, że "partyjni" czy "stowarzyszeni" mieli pokaźne środki na kampanię (chociaż bardzo mi to przeszkadza i denerwuje). Zyskałem bezcenne doświadczenie, które pomogło mi dostrzec takie trudności, o których wcześniej nie zdawałem sobie nawet sprawy. Natomiast wyniki wyborów niczym kubeł lodowatej wody gaszą zapał, nadając przy tym zdrowego dystansu do własnej osoby. Dodają one też mobilizacji, gdyż mam przed oczami liczbowe dane wskazujące dokładnie, ile mi jeszcze brakuje.



***
Moja obserwacja ogólna odnośnie wyborów samorządowych w Polsce: nadal rządzą w tej materii partie parlamentarne, które otrzymują dofinansowania z budżetu państwa. Dostają nasze pieniądze na własną działalność (a jak Friedman mówił o wydawaniu cudzych pieniędzy na własne potrzeby? beztrosko i jak najwięcej [np. kolacja na koszt pracodawcy] - link do filmu podałem dwa wpisy temu). Jak mają wygrywać bezpartyjni, kiedy nawet oni sami muszą dokładać się do kampanii wyborczych PO, PiS-u, SLD i PSL-u? Oczywiście, Sejm nie zmieni tego układu, bo po prostu nie jest to im na rękę - nie chcą sami sobie likwidować "koryta". Mimo faktu, iż każdy, z kim o tym rozmawiam, sprzeciwia się temu, ludzie głosują nadal na te ugrupowania zaśmiecające nasze otoczenie - i to za nasze, a także ich, pieniądze. I partie nie zmienią tego dopóki ludzie nie zaczną się burzyć (bo jak widać, w wyborach nie potrafią tego dać do zrozumienia; posłowie z "własnej dobrej woli" też nie znieśli dofinansowań).

Wracając na nasze podwórko: niestety, nie jestem w stanie podać liczby osób, z którymi rozmawiałem, ani dokładnej liczby tych, którzy deklarowali, że na mnie zagłosują. Wydaje się, że było ich ociupinkę więcej, ale czasami rzeczywiście człowiek nie da rady zagłosować z przyczyn obiektywnych (Martiko, jeśli to czytasz, to Cię gorąco pozdrawiam - zdrowiej! - a jeśli źle odmieniłem Twoje piękne imię - wybacz!).

Nie jestem również w stanie podać liczby reklam wyborczych, których ujrzałem bez liku w dniu wyborów. Ładna mi kultura (już nie mówię "cisza"!) wyborcza. Przy niektórych komisjach było nawet 10-20 takich plakatów, często dość pokaźnych rozmiarów (np. przy SP nr 6). Przy ul. Chrobrego, kandydat, o którym wspominałem w notce "Więcej wędek, mniej igrzysk!", postawił przyczepę, na której wielka plansza przedstawiała jego buzię, tzn. plakat wyborczy. I może nie zapadłoby mi to aż tak w pamięci, gdyby nie fakt, iż przyczepa stała dokładnie przed drzwiami do komisji, może 8, może 10 metrów od nich. I ten wzrok uderzający wychodzącego wyborcę: "I co, zagłosowałeś na mnie?!"... Pokusiłem się nawet o pewien fotomontaż, ale go nie upublicznię, gdyż na bank znalazłbym się wtedy w sądzie (chociaż to tylko zestawienie dwóch portretów obok siebie).

Trzeba jednak przyznać, że CKiS potraktował sprawę dojrzale i dopilnował zachowania ciszy wyborczej zaklejając plakaty "szarym" (skąd ta nazwa?) papierem i przyklejając obwieszczenia komisji wyborczych. Przedtem to właśnie te obwieszczenia były chamsko zaklejane - ale ostatecznie to one wygrały :-)

Może kiedyś, tak samo jak na słupach, wygrają ci, którzy pokornie znają swoje miejsce, myślą, mają dobre i szczere intencje, bez zapędów złodziejsko-kolesiowskich, odporni na wodę sodową, posiadający własny rozum i własne zdanie, przemyślany program i "robiących swoje" nie na pokaz, tylko tak, jak najlepiej umieją.


===

Oczywiście, wygrał PiS. Siedlce to bastion PiS-u, za co bardzo nie lubi nas TVN. Zaskoczeniem jest tutaj bardzo niewielka różnica między PO a STS - ale to nie jest zasługa STS-u, tylko wina PO. Jakich by nie snuć teorii, Mariusz Dobijański dobił Platformę, zamiast wznieść ją na wyżyny. Jest to największy przegrany tych wyborów biorąc pod uwagę środki na jego kampanię i to, co utracił (Wojciech Kudelski będzie wolał prowadzić koalicję z kimś innym: "młodzież musi się wyszaleć"). Facet jest spalony. Chyba trochę na własne życzenie - kampania negatywna to już nie jest recepta na zwycięstwo, bynajmniej nie na Wschodzie. Tutaj ludzie aż nadto znają konsekwencje politycznej taktyki "divide et impera".

Jeśli wliczyć w statystyki tych, którzy nie głosowali, wygrałaby opcja "mam to gdzieś" - i to stanowczo.

===



***
Teraz trochę statystyk "blogowych" (będę je publikował pobieżnie, załóżmy, co trzy miesiące):

Bloga założyłem 84 dni temu, 31 sierpnia 2010r. Najpierw na onecie. Na moim blogu na onecie, przed przenosinami, odwiedziło mnie 1600 osób, skomentowało 41.

Potem, 27 września, przeniosłem się na Bloggera. Na tym blogu odwiedziło mnie 945 osób, z czego w tym miesiącu aż 539 (a jeszcze kilka dni do końca miesiąca). Komentarzy na chwilę obecną jest całe 19, włącznie w moimi.

Odwiedzający bloga są z całej Polski (normalnie jak Komorowski!), ale znalazło się też kilku z USA, Niemiec, Rosji i Wielkiej Brytanii (ale może to proxy?).

Liczba wpisów, które upubliczniłem na swoim blogu: 25

Wasze oceny moich wpisów są zazwyczaj dobre (na oko, wyciągając średnią wychodzi pomiędzy "średni" a "interesujący"). Najgorzej ocenionym (3 "beznadziejne", 1 "nudny", 4 "b. interesujący") był wpis "In vitro", czego się spodziewałem (cóż, mam swoje poglądy). Najlepiej ocenionym jak do tej pory był wpis "Muzułmanie to...?" (1 "nudny", 2 "interesujący", 9 "b. ciekawy") - trochę ostry, trochę prześmiewczy, ale najważniejsze jest to, że MIAŁ OBRAZEK :D

Dziękuję za wszystkie oceny! Dopiero się rozkręcam - mam nadzieję, że w "interesującą" stronę ;-)

Patrząc natomiast na statystykę mojego "zysku" z reklam, to chyba nie są one współmierne do utrudnień dla Czytelników. Dlatego też zastanawiam się nad odesłaniem ich w niebyt. A kto czyta mojego bloga od samego początku wie, że jak się nad czymś zastanawiam, to najczęściej to realizuję. Tylko do tej decyzji będą mi potrzebne głosy "za" lub "przeciw" samych Czytelników. Mi reklama nie przeszkadza, ale przecież nie piszę dla siebie, tylko dla Was!

A poza tym uważam, że więzienie w Siedlcach powinno być przeniesione.

4 komentarze:

  1. Więzienie powinno być przeniesione, zdecydowanie!
    Ja także Ci Pawle dziękuję, że pozwoliłeś mi wziąć udział w tym całym przedsięwzięciu. Przepraszam, że nie dałam rady w ostatnim tygodniu.
    Miłe doświadczenie z obiecującym politologiem. ;)
    Natalia

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie martw się takimi pierdołami jak wybory. Wiem mniej więcej gdzie są Siedlce, gdyż to obok mnie, ale czy jest u was jakieś więzienie słyszę po raz pierwszy. Powiem szczerze: gdybym miał głosować na komitet, który ma likwidację wiezienia, pewnie też bym na niego nie zagłosował. Bo to postulat doraźny.
    Jesteś wrażliwym i wartościowym człowiekiem i jakakolwiek interakcja z Tobą to prawdziwa przyjemność. Dlatego niczym się nie przejmuj. Na moim blogu odwiedziny idą w setki i co z tego? Znaczna ich część to wyszukiwarka. A te naprawdę wartościowe przeradzają się w końcu w wirtualne przyjaźnie. Jest ich kilka i nie o ilość tu chodzi. Głowa do góry.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fakt, "Likwidacja więzienia w Siedlcach" to bardzo niefortunna nazwa, ale miała uderzyć do świadomości Siedlczan, toteż np. wykorzystaliśmy nietypowe czarno-białe plakaty i ulotki, nie promowaliśmy się w żaden inny sposób i co najważniejsze - nie obiecywaliśmy tego, co mówią wszyscy (bo i tak się z nimi zgadzamy), ale zaproponowaliśmy jedno konkretne rozwiązanie, z którego Siedlczanie mogliby nas potem wyraźnie rozliczać. Na dodatek, może jest to jednorazowy zabieg, ale to właśnie poprzez takie pojedyncze zabiegi wszystko się buduje. Ten proces nie jest taki prosty - trzeba do niego szeregu operacji i byłoby z tym sporo pracy.

    Byliśmy Komitetem Wyborczym Wyborców, czyli oddolnie stworzonym komitetem - to jest swoisty precedens w Siedlcach, a początki nie zawsze są takie proste ;)

    Mieszkańcy wybrali opcję, przez którą miasto będzie musiało dopłacać niemałe pieniądze do własnego centrum zamiast mieć z niego materialne i prestiżowe zyski. To tak w olbrzymim skrócie...

    Wyborami się przejmuję, bo w końcu w nich startowałem i jest to jakiś wymiernik. Nie mogę tego ignorować, jeśli chcę naprawdę zdziałać coś konkretnego i sprawić, żeby ludzie dostrzegli kilka bardzo poważnych spraw - nie tylko tych lokalnych...

    OdpowiedzUsuń
  4. Sądzę, że najlepszym rozwiązaniem jest założenie stowarzyszenia, które stawia sobie taki cel. Mało kto o tym pamięta (lub chce pamiętać) ale jest ustawa o instytucjach pożytku publicznego, w świetle której samorząd ma obowiązek współpracować z takimi organizacjami. Raz do roku opracowywany powinien być przez Urząd Miasta program współpracy z takimi organizacjami. Trzeba się do tego programu wpisać. Trzeba zacząć rozmawiać z Ministrostwem Sprawiedliwości zarządem więzień, brać udział w konsultacjach społecznych, łazić po politykach itp. Kropla kruszy skałę. Najważniejsze to opracować strategię, a jeszcze wcześniej zebrać 15 osób i założyć organizację. Znam to z autopsji i powiem tak: biurokracja wymięka i boi się takich organizacji. Naprawdę. Trzeba być tylko upierdliwym. A potem za 4 lata wystartować w wyborach ponownie jako organizacja, albo udzielić formalnego poparcia wybranym komitetom. Wtedy WY rządzicie!

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

W komentarzach na moim blogu panuje wolność słowa. Nie moderuję ich, chyba, że zawierają spam. Każdy może napisać szczerze to, co myśli.
Proszę przy tym o poszanowanie netykiety.