26 stycznia 2012

Est ACTA fabula?

Mówi się, że to koniec walki Internautów o wolność słowa, bo ACTA jest już podpisane. Otóż nic bardziej mylnego. Jest jeszcze do prześledzenia głosowanie w PE (zobaczymy czy J. Kurski zastosuje się do naszej petycji) jak i głosowanie w Sejmie. To właśnie na posłów z naszego okręgu wywieramy nacisk takimi manifestacjami jak ta:




Relacja


Dziękuję wszystkim przybyłym za odwagę i wytrzymałość (było mroźno!). Jest sens takich manifestacji, nie tylko z powodów wymienionych na początku, ale także dlatego, że ludzie widzą wtedy, że nie są sami w swojej walce. Inni widzą (i piszą potem do mnie), że żałują, iż nie stawili się i następnym razem na pewno przyjdą. Ludzie stają się coraz bardziej świadomi, coraz więcej szukają poza-reżimowych informacji. Jednoczą się, a wielu z nich wyszło z hasłami na ulicę po raz pierwszy, dzięki czemu nabrali obywatelskiej odwagi.

Jeszcze raz dziękuję ponad 350 osobom za przybycie i za dojrzałe zachowanie na pikiecie. Udało się nie eksponować przynależności partyjnej, gdyż nie chcemy zbijać kapitału politycznego na sprawie łączącej ludzi ponad podziałami ideologicznymi.


PS. Jeśli teraz serwis telewizji "TVN" zamieści jakiś news z tytułem mojego wpisu (jak to uczyniło w przypadku poprzedniego) to zastanowię się nad prawami autorskimi.

22 stycznia 2012

pACTA sunt servanda


Siedlce, środa 25 stycznia, godz. 18:00 pod Urzędem Miasta - Pikieta przeciwko ACTA. Zapraszam.



Każdemu informacje o ACTA wychodzą już bokiem, dlatego zamieszczę tutaj moje wnioski. Jeśli chcesz się dowiedzieć czegoś więcej o ACTA samym w sobie, to sobie obejrzyj ten film:


Ale i tak na pewno już o tym słyszałeś/aś, bo wszędzie o tym trąbią, czasami nawet o dziwo w telewizji.

Polska i świat coraz częściej sięgają do zasobów internetowych zamiast do radia i telewizji. Internet to wolność słowa, gdyż każdy może zamieszczać tam dowolną treść i dzielić się nią ze znajomymi - tak, jak na tym blogu. Nie jest to możliwe z użyciem zwyczajnej telewizji, która tylko czasami w specjalnych programach dopuszcza telefony do studia i można powiedzieć kilka słów od siebie. Mówi się, że gdyby Goebbels miał telewizję, III Rzesza wygrałaby II Wojnę Światową. A co gdyby Goebbels miał w garści Internet? Dzisiejsze rządy mają już radio i telewizję (obłożyli je nawet politycznymi stanowiskami), ale kontrola nad informacją wymyka się im w miarę wzrostu popularności Internetu. Chcą więc przejąć na własność przepływ informacji, boją się niekontrolowanych przecieków, alternatywnych relacji, innych niż narzucane przez telewizję obserwacji, poglądów i wniosków. Usiłują więc na różne sposoby inwigilować i blokować niepokornych użytkowników Internetu, tak jak to miało miejsce w przypadku twórcy strony AntyKomor.pl Bezprawne działania wywoływały jednak wiele kontrowersji i oznaczały duże koszty. Dlatego ponad 30 państw skrycie zmówiło się, aby wprowadzić ustawy "antypirackie" o "szczytnym" celu, ale ukrytej roli.

To wywołało szereg akcji o dużym odzewie, włączając w to serwisy Google i Wikipedia. Podobne do ACTA ustawy PIPA i SOPA zostały tymczasowo zablokowane, ale możemy być pewni, że powrócą w innej formie, podobnie jak Konstytucja UE została przepchnięta pod nazwą Traktatu Lizbońskiego. W polskich miastach przemaszerują manifestacje przeciwko podpisaniu ACTA przez nasz rząd. Możliwe, że dojdzie do starć, gdyż części manifestacji może nie udać się zarejestrować z racji dnia świątecznego. Ataki na strony rządowe mogą okazać się prowokacją w celu zdyskredytowania internautów chcących wolności w sieci. Kim staniemy się w mediach? Cyber-terrorystami, czy bandytami internetowymi?


Jak na razie usłyszeliśmy od rzecznika rządu, że padnięcie stron rządowych to nie efekt ataków hakerskich, tylko wynik nadmiernej popularności tychże stron! Facet nie wie chyba, czym jest DDoS, który siłą rzeczy nabija licznik odwiedzin i transferu :-)


W każdym razie bardzo ciekawi mnie, co zobaczymy w mediach i czy meandry relacji i interpretacji nie zrobią z tego kolejnego tematu zastępczego np. do pomijania informacji o sytuacji na Węgrzech (Budapeszt: 500-tysięczna manifestacja poparcia rządu Wiktora Orbana) czy o kolejnym wzroście cen paliw (na dniach warszawski protest posiadaczy samochodów przeciwko wysokim cenom paliwa: 28 stycznia 2012r. godz. 12.00 Centrum Warszawy) aż do wytworzenia sytuacji, kiedy każdy będzie miał już dość słuchania o wolności w Internecie i rządy przepchną te obostrzenia inną drogą. Wtedy Internetu już nie będzie. Będzie za to sieć komputerowa stale nadzorowana przez dostawców internetowych zmuszanych do tego przez rząd, który nawet za nieumyślne złamanie niejasnych i skomplikowanych "praw autorskich" odłączy nas od Internetu i nałoży karę. Mam nadzieję, że perspektywa potulnego baranka poganianego kijem już nie tylko w pracy i urzędach, ale także we własnym domu, przemówi ludziom do rozsądku i zaczną się w końcu interesować tym, co się dzieje wokół nich.

Ja przynajmniej się interesuję, więc korzystając z wizyty europosła Jacka Kurskiego w Siedlcach, przekażę mu wydrukowaną petycję odnośnie głosowania w Europarlamencie nad ustawą ACTA.

16 stycznia 2012

Produkcja taśmowa jednostek społecznych

Dla niektórych zaczął się czas ferii zimowych. Dziwnym trafem, każdego to cieszy! Dlaczego dzieci nie lubią chodzić do szkoły? Dlaczego dzieci, mimo naturalnej chęci uczenia się i poznawania świata, nie lubią się uczyć w szkole? Odpowiedź jest prostsza niż może się wydawać.

Każdy rozsądny człowiek widzi, do czego prowadzi państwowa edukacja. Nie będę się tu rozpisywał o wszystkich jej wadach, ani pobieżnie, ani analizując w kontekście historii wychowania i sztuki pedagogicznej lub chociażby względów ekonomicznych. Jest oczywiste, że system ten jest nieefektywny i nikt z niego nie jest zadowolony. Stanowi za to wyśmienitą okazję do wyciągania pieniędzy z podatków. Korzystają z tego wszelkie typy cwaniaczków, którzy serwują co roku nowe, obowiązkowe podręczniki, które kosztują fortunę. Albo, co jest nowością, cwaniaków-polityków, którzy najpierw obiecują laptopy w każdym gimnazjum, a dopiero po tym, jak już wydano pieniądze na kosztowne szkolenia nauczycieli w zakresie ich wykorzystywania, zaczynają zastanawiać się nad tym, jak te laptopy będą wykorzystywane, jak zabezpieczane etc. Wyszło na to, że koszty związane z przechowywaniem laptopów w szkole, ich naprawy, zapewnienie sieci bezprzewodowej (np. tam, gdzie mury szkolne są zbyt grube) - przeszły wyobraźnię tych oszustów i wycofano się z tego pomysłu. Pieniędzy jednak nikt nie zwróci.

Jan Kochanowski pisał:
Cieszy mię ten rym: Polak mądry po szkodzie.
Lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie,
Nową przypowieść Polak sobie kupi
Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.


Jest to cytat aktualny również dziś, kiedy to nasze idealne szkolnictwo państwowe, któremu tak ochoczo powierzamy swoje dzieci, kupuje tzw. "tablice interaktywne" mające być technologicznym krokiem naprzód w nauczaniu dzieci. Bez wątpienia, technologicznie są krokiem naprzód. Ale są też pięcioma krokami wstecz w zakresie dydaktyki. Aby bowiem obsłużyć tablicę interaktywną, trzeba najpierw dosięgnąć do jej najwyższego punktu. Trzeba więc obniżyć jej położenie. A wtedy 1-2 osoby pracują, a reszta 30-osobowego pakietu klasowego marnuje czas.

Właśnie: liczba uczniów. Jest to drugi czynnik, przez który nasz kraj zginie. Co ma zrobić w pierwszej klasie osoba, która ma jeszcze zabronione pisanie i czytanie, bo klasa przerabia dopiero szlaczki? W państwowej edukacji występuje równanie w dół. Każdy jest obcinany "od linijki" do odgórnie zarządzonych standardów. Wszelka inicjatywa (np. przeprowadzenie szkolnych prawyborów dla zabawy, albo zorganizowanie szkolnej debaty na ważne tematy) spotyka się z, oczywiście niebezpośrednią, agresją, oraz napuszczaniem innych uczniów na jednostkę, która w jakiś sposób robi coś więcej niż reszta. Taką sytuację mamy w jednym z "najlepszych" siedleckich liceów! Kiedy na kartkówce z matematyki zaznaczyłem też kąty wklęsłe i wypukłe, moja ocena została obniżona do 4, z adnotacją "kątów wklęsłych i wypukłych jeszcze nie omawialiśmy!". Co to ma być, szkoła? Uczniom przedsiębiorczości daje się zadania, z których wynika, że regulacje Unii Europejskiej napędzają gospodarkę. To już lepiej wcale ich nie uczyć, niż łamać przysięgę Hipokratesa: Po pierwsze nie szkodzić!

Takie podejście wiąże się z zagrabieniem autorytetu przez bezosobową, państwową szkołę na wyłączność. Rodzice tracą autorytet i często to, czego nas nauczą, jest karane. To farsa, ale takie są fakty. Na dobitkę, rodzice sami traktują szkołę jako coś lepszego, niż oni sami. Kiedy są problemy z ocenami lub zachowaniem, mają pretensję do szkoły: bo szkoła ma nauczyć i wychować! Zapominają jednak o tym, że jest to rozwiązanie skrajnie nieefektywne i to wszystko było do przewidzenia. Sami pomagają państwu w jego operacji dezintegracji rodziny.

No dobra, ale taka osoba zapyta pewnie, kto będzie na tyle śmiały, żeby posłać dziecko do szkoły prywatnej, a co dopiero do takiej nad którą państwo nie sprawuje kontroli (takich jeszcze nie ma)? Już odpowiadam!

Z usług takich prywatnych szkół będą korzystać mądrzy ludzie, którzy nie pozwolą na to, żeby jakiś minister odgórnie decydował, czego się będą uczyć jego dzieci. Jak będzie chciał posłać do szkoły, w której np. nie uczy się religii albo mitozy i mejozy, to pośle do takiej szkoły. Poza tym jest również coś takiego jak konkurencja: szkoły będą rywalizowały o uczniów oferując coraz tańsze i bardziej efektywne zarazem nauczanie. Niestety, masa regulacji i zbędnych kryteriów blokuje wszelki postęp i hamuje uzyskiwanie wiedzy. Wiecie, że gdyby Harvard przenieść do Polski, byłby u nas nielegalny? Trzeba być niezłym debilem, żeby sądzić, że obecnie edukacja jest darmowa. I nie mówię tu tylko o podręcznikach, na które trzeba wydać masę kasy. Szkoły są finansowane ze skarbu państwa, ale skarb państwa nie jest zasilany z kosmosu! No dobra, może nie debilem, a człowiekiem bazującym wyłącznie na państwowej edukacji i telewizji. Bo debil jest winny samemu sobie. A tutaj mamy do czynienia z człowiekiem skrzywdzonym przez państwo, które niewoli dzieci marnując ich energię i potencjał. Kiedy szkoły były prywatne, każdy chciał do nich chodzić. Jak jest obecnie - każdy widzi.

Wiele argumentów już padło. Ja dodałem tylko to, co uważałem za coś nowego, wartego opisania. Niestety, jestem pewien, że w każdej szkole - oprócz standardowych wad państwowej edukacji - będzie można takich przykładów mnożyć na poziomie lokalnym. Natomiast każdy semestr będzie przynosił na poziomie ogólnokrajowym kolejny powód do likwidacji MEN. Martwi tylko fakt, że ludzie jakoś przyzwyczaili się do tego syfu i przetrawieni przez cały ten socjalizm czują się jak jedno z kółek zębatych w wielkiej maszynce, której zadaniem jest produkcja szarej masy pracującej na swoich panów i widzącej w tym jeszcze jakieś spełnienie czy sens życia. Kiedy ci ludzie wreszcie się obudzą? Wtedy, kiedy zabraknie pieniędzy na chleb? Wtedy może być już za późno! Mam nadzieję, że moje dzieci załapią się już na zdrowszy system. Ale ostrzegam - nie będę z nimi czekał!