15 listopada 2010

Więcej wędek, mniej igrzysk!

Kiedy byłem jeszcze uczniem Szkoły Muzycznej II stopnia (długa historia... przerwałem to po 4 latach, bo moja doba ma tylko 24 godziny, nerwy też mają swoje granice, a papier ukończenia SM I stopnia i dotychczasowe umiejętności na chwilę obecną mnie satysfakcjonują) miałem taki przedmiot: literatura muzyczna. Nauczycielem tego przedmiotu był u mnie niejaki Mariusz Orzełowski. Nie ukrywam, że uwielbiałem te zajęcia, szczególnie za luźne dyskusje i niekonwencjonalne metody nauki. Również te standardowe czynności jak słuchanie muzyki (czasem w zupełnych ciemnościach) bardzo mnie "wciągały" i wprawiały w niesamowity nastrój. Jednym słowem: klimacik.

Jednak najbardziej interesowały mnie "opowieści zza kulis władzy". Naprawdę nie rozumiem, skąd u polityków taka satysfakcja kiedy mówią, ba - chwalą się! - kosztami różnych rzeczy. Rzeczy często wątpliwej potrzeby. Czy oni chcą wywrzeć wrażenie, że to oni z własnej kieszeni fundują nam te bonusy? Czy oni nie zdają sobie sprawy z tego, że jesteśmy świadomi, iż to są nasze pieniądze? Mam nadzieję, że niewiele osób daje się na to nabrać nie zauważając, że fundusze miejskie, państwowe etc. w olbrzymiej części pochodzą z naszych podatków, a reszta dochodu (np. eksport państwowy) jest od naszych pieniędzy (zabieranych nam w postaci podatków) zależna. Bardzo chcę, aby coraz więcej ludzi wiedziało, że najlepiej dysponujemy swoją własnością we własnym interesie, a najgorzej - cudzą, w interesie cudzym.


Polecam film, w którym śp.Milton Friedman, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii, prezentuje cztery sposoby wydawania pieniędzy - KLIK i wciśnij "CC" w prawym dolnym rogu filmu, jeśli chcesz polskie napisy. Naprawdę, bardzo polecam.


Wracając: dlaczego tak mocno spieniłem ten fragment mojego wpisu? Otóż, w pewnym momencie rozmów o "kulisach władzy", Przemek, mój kolega z tamtej klasy, zadał pytanie: "A ile to kosztuje, żeby zrobić takie fajne fajerwerki jak ostatnio?". Nasz nauczyciel (nazwiska nie powtarzam, co by mu zbytnio nie podpaść, ale i żeby nie robić jakiejś antyreklamy czy też jeszcze bardziej go promować - ja tutaj omawiam problem, a nie człowieka) wsparł się dumnie na krześle (brakuje mi określenia na tę dostojność) i odparł "wysmakowanym", przeciąganym głosem: "No, takie mizerne, najtańsze, to co najmniej 30.000 złotych!". Trochę mnie zmroziło. Nie tylko mnie, gdyż temat ciągnął się pomiędzy uczniami jeszcze w szatni.

Już co nieco rozumieliśmy i mieliśmy jako taką świadomość, że jest to z naszych pieniędzy. A fajerwerki w naszym mieście zdarzały się wtedy dosyć często - Nowy Rok, koncerty (np. po Skaldach) etc. etc. I nie były to "mizerne" fajerwerki, oj nie...

A gdyby tak zrezygnować z kosztownych, wybujałych pokazów, naciąganych koncertów (oczywiście wiele z nich było OK, imprezy cykliczne są sympatyczne) - albo chociaż trochę na nich zaoszczędzić - to o ile wygodniejsze moglibyśmy mieć życie w mieście z racji lepszych dróg, o ile byśmy byli spokojniejsi o następne pokolenia redukując zadłużenie miasta (aktualnie 33-34% budżetu?)?! Rezygnując z taniej rozrywki i darmowego piwka na koszt podatnika, o ile byśmy byli bogatsi? Będąc bogatsi, o ile więcej moglibyśmy wdrożyć inwestycji w szybszą realizację? O ile mniejsze musielibyśmy wnosić opłaty, czynsze, podatki? I w końcu: o ile więcej mogłoby powstać miejsc pracy?

Oczywiście, wszystkiego naraz zrobić się nie da, bo i takie oszczędności nie byłyby zbyt wielkie. Ale gdyby chociaż jeden z tych aspektów byłby spełniony, to ja bym się z chęcią zrzekł imprez z całej kadencji i postawił na oddolne inicjatywy społeczne zarówno w sferze gospodarczej, jak i w sferze rozrywki. Siedlce na brak kultury i rozrywki narzekać nie mogą - jednak bolączką jest tutaj brak miejsc pracy. Cóż, w czyjejś pracy polityk nie wypromuje się tak jak na masowej imprezie...

Tak jak mówił Milton Friedman, z najlepszym sposobem wydawania pieniędzy mamy do czynienia wtedy, kiedy wydajemy własne pieniądze na własne potrzeby. Miło by było, gdyby politycy wydając czyjeś pieniądze na czyjeś potrzeby, nie czynili tego beztrosko i tak, by samemu wyjść na dobroczyńcę, tylko by traktowali je tak, jakby były to ich własne środki, a nasz interes - ich interesem. Wtedy naprawdę moglibyśmy mówić o rozwoju i inwestowaniem w przyszłość. Życie na kredyt skazuje nas na konieczność spłat odsetek od tegoż kredytu. Za równowartość takich odsetek można w przyszłości zrobić o wiele więcej, niż ma się obecnie (wyjątkiem jest kredyt na inwestycję, która szybko się zwraca - z nawiązką). Chyba jeszcze nikt nie wyliczył, ile dobrych rzeczy moglibyśmy wdrożyć za równowartość odsetek, które niepotrzebnie płacimy. Ja tego nie zrobię, bo bym się chyba zapłakał.

Bardzo bym chciał, aby ludzie z Siedlec (często studenci, ale i starsze osoby mające rodziny na utrzymaniu) nie byli zmuszeni do wyjeżdżania do pracy aż pod Piaseczno, męcząc się 5 godzin w obie strony w autokarze i harując 8 godzin w nocy (na 3-cią zmianę) za marne 60 zł za "nockę" (minus 3 złote za przelew, koszt dojazdu autokarem "na szczęście" już potrącony na wstępie). Nie chciałbym, aby młodzi ludzie przeżywali to, co opisałem we wcześniejszym wpisie - KLIK. Niektórzy przed wyjazdem śmiali się z tego, co tam napisałem. Co gorsza, po pierwszej nocy śmiali się jeszcze bardziej. Jednak kiedy, już jako doświadczeni, trafili na "starą halę", rezygnowali z dalszej zabawy i z pełną powagą zwracali mi honor... Jeśli to teraz czytają, mogliby potwierdzić w komentarzu... ;-)

Nie chciałbym również, aby ludzie z tytułem magistra siedleckiej uczelni składali meble (jak syn jednej z moich rozmówczyń podczas kampanii bezpośredniej), nie dlatego, że to się bardziej opłaca, tylko dlatego, że nie mają innej możliwości.

***
W niedzielę po Mszy Św. w kościele garnizonowym otrzymałem od Pana Kacprzaka płytę zatytułowaną "The Kudelsi". Poziomu nie oceniam, bo domyślam się, że to są "jaja" i ukazanie luzu. Tym bardziej, że autorem pomysłu był pan wspomniany w pierwszym akapicie mojej notki. Pomysł niezły, wykonanie specjalnie garażowe, podejście luźne. Na portalu spin.pl przeczytałem wypowiedź jednego z autorów, iż płyta miała nazywać się "The Kudelsi: tylko po 23:00". Pomysł nie przeszedł. Szkoda - dystansu do siebie nigdy za wiele!


***
W poprzednim wpisie wymieniłem Pana Leszka Szymańskiego dlatego, że jeszcze wtedy nie reklamował się w sposób, jaki prezentuje to większość kandydatów. Trochę się "przejechałem", gdyż następnego dnia wisiały już jego plakaty, a ja sam dostałem różne ulotki z jego ugrupowania. Jednak muszę przyznać, że program mają sensowny, a dodatkowo urzekli mnie tym, iż mają poparcie prof. Bogusława Wolniewicza, którego lubię i cenię. Ciekawe jak zapatrują się na koncepcję przeniesienia siedleckiego więzienia...

...ponieważ ja sam uważam, iż więzienie w Siedlcach powinno być przeniesione.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

W komentarzach na moim blogu panuje wolność słowa. Nie moderuję ich, chyba, że zawierają spam. Każdy może napisać szczerze to, co myśli.
Proszę przy tym o poszanowanie netykiety.