Jakież to właściwie przestępstwo mogła uczynić ta starsza kobieta, która przebyła -naście operacji? Otóż, okazało się, że było to niepoinformowanie wielce szanownego Urzędu Skarbowego o zamknięciu konta w banku 2 lata temu. Na szczęście o tym, czy spuszczamy wodę w kibelku, czy nie, możemy już nie informować. Poszedłem więc z babcią do banku, w głowie muzyka stąd - KLIK. Szliśmy pod rękę, ludzie się jakoś tak dziwnie uśmiechali - trochę życzliwie, trochę komicznie... nie rozumiem czemu - czyżby widok chłopaka ubranego troszkę jak dres idącego z małą, żwawą babcią był taki śmieszny? Oczywiście, że tak - ale czego nie robi się dla babci :)
Po bardzo miłej rozmowie z panią Aldoną z banku musiałem w imieniu babci napisać specjalne podanie o wystawienie dowodu zamknięcia konta (w końcu trzeba to zanieść do US! sami się dowiedzieli, że nie poinformowała, ale i tak trzeba donieść... osobiście!) sprzed tych dwóch lat, o takim i takim numerze. I bach, podpisik jest, 10 złotych do zapłaty, ale tym razem wyjątkowo na koszt banku bo taka sytuacja (otworzyło to pani furtkę to tego, by zareklamować mi konto ROR za 2 złote i skrytykować bank, którego aktualnie jestem klientem - zawsze to warto porozmawiać). Zobaczymy, co na ten papier powie Urząd Skarbowy, któremu i ja już zdążyłem oddać część swoich ciężko zarobionych pieniędzy (m.in. tych z pracy po nocach).
Państwowe posady mają to do siebie, że pracując na nich wyznaje się zasadę "czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy, a jak coś mam zrobić ja, to niech to lepiej zrobi klient... nie - petent!". Czy to panie w dziekanacie, które czepiają się rzeczy, do których nie mam prawa się dotykać, a które każą mi zrobić, bo im to "2 godziny zajmnie" (naturalnie odmówiłem stanowczo i patrząc na rzucane z nienawiścią indeksy dałem krótki wykład o kompetencjach i odpowiedzialności starosty), czy to będzie pani z okienka w urzędzie - oni (częściej one, obsadzone po znajomości, często jeszcze w starym systemie) czują się jak nasi panowie i władcy. Zapominają, że praca to nie jest rozprawianie pół dnia o paznokciach, wychodzenie w środku dnia pracy i odsyłanie zainteresowanych na następny dzień ("przyjadą państwo jutro, dobrze? e tam, z Łukowa to niedaleko"). Nagminne wykorzystywanie zwolnień lekarskich też się daje we znaki, szczególnie studentom podczas sesji, co mnie jako starostę dotknęło, bo z jednej strony naciski, a z drugiej olewanie i traktowanie jak bydło (które musi jeszcze wpisywać jakieś duperele - ach, mogłem się tego podjąć i specjalnie źle wpisać, byłaby nauczka dla odpowiedzialnych za to). Zapominają, że "pracują" - albo raczej "mają pracę" - dzięki naszym pieniądzom płynącym z podatków. "Praca" wymarzona, bo większość czasu można robić co się chce - ale to za mało, bo trzeba się jeszcze "petentów" czy tam "studentów" czepiać. Mi telefony i sms-y z przeprosinami (ludzie z roku wiedzą o co chodzi :)) nic nie dadzą, a one nadal czerpią niezłe pieniądze za nic nierobienie, za które i tak nikt ich nie wyrzuci - bo trzeba naprawdę bardzo się postarać, żeby nie wylecieć z państwowej posady. Aż się po prostu chce iść i ciężko pracować na takich darmozjadów.
Weź tu, człowieku, żyj w takim kraju. Ja chcę to zmienić i mam nadzieję, że Wy również.
Świetny tekst :D
OdpowiedzUsuń/gural
Aleee na jakiej podstawie ją wezwali? Bo nie poinformowała US o zamknięciu konta w banku? O_o Chodzi o to, że przelewali tam jej zwroty z podatku etc.? Bo jeśli nie o to chodzi to na podstawie jakiego paragrafu poszło postępowanie?
OdpowiedzUsuńDokładnie z tego powodu. Paragraf był wymieniony na wezwaniu, chciałem nawet zrobić jakiś skan itd. ale niestety tata wziął papier ze sobą. Było to konto do przelewania zwrotów, ale żadnego zwrotu nie było. Jeszcze odebraliśmy 7 zł i 1 grosz z tego konta, bo zostało. Tak więc paragraf podam pewnie dopiero jutro, ale materia sprawy jest taka, jaką podałeś.
OdpowiedzUsuńJak działa Państwo i jego służby, przykład. U nas, w Bielsku-Białej, sprzed jednego z zakładów, świsnęli samochód; nowy, niedawno kupiony. Właściciel zgłosił, rzecz jasna, fakt dokonania przestępstwa na policji. Zrobił to tak szybko, jak się dało. Po tygodniu, do właściciela skradzionego samochodu, zapukała policja. Powód? Bo nie zatrzymał się, tydzień temu, do kontroli na trasie Bielsko-Katowice. Naturalnie okradziony obywatel nie mógł się zatrzymać, bo go w tym samochodzie nie było. Siedział tam złodziej, który, ze zrozumiałych względów, kontroli poddać się nie chciał. Gdyby policjanci raczyli zareagować, to wóz zostałby uratowany. Na dodatek, wydarzenie to pokazuje bajzel, jaki panuje w instytucji, która pełni bardzo ważną rolę w społeczeństwie. Widocznie posiada ona kilka, nieskorelowanych ze sobą baz danych.
OdpowiedzUsuń