26 września 2010

Krótka wojenna historia.


Wpis z dnia 19 września 2010r.



Dzisiaj miało być o muzułmanach, ale bardzo chciałbym dodać coś jeszcze do poprzedniego wpisu... Otóż, drugiej "nocki" otrzymałem kartkę ze "szkoleniem", która została mi po chwili odebrana i schowana... "gdzieś" - dobrze, że jej nie podpisałem. Szkolenia praktycznie nie było, a wszystkiego uczyli "w praktyce" inni pracownicy będący na nowej hali. Na starej po prostu pytają, czy stało się już na "stakerze". Zapomniałem również dodać, że operatorzy nie byli dość przyjemni i czasami rzeczywiście można było poczuć się jak bydło.

Chciałoby się powiedzieć, że brakowało jeszcze wziętych od nazistów okrzyków "schneller! schneller!" - jednak byłaby to gruba przesada. Moja 83-letnia babcia w wyniku "łapanki" została w młodości wywieziona do Niemiec - a konkretniej do obozu pracy w Lubece - do fabryki amunicji. Praca 12 godzin, w nocy, na stojąco, w zamian za drewnianą deskę do spania i dzień w dzień ten sam tzw. "barszcz" (a raczej zaczerwieniona woda). Moja babcia stała przy taśmociągu i wkładała po trzy łuski (jak ona nazywa: "naparstki") do otworów w blaszkach. Następnie wędrowały one pod maszyny sypiące proch, by potem zostać trafić pod stempel zamykający cały nabój. Kiedy powieki stawały się coraz cięższe, zagadywała do Rosjanki pedałującej nieopodal na urządzeniu napędzającym taśmociąg. Praca była skrajnie wyczerpująca i równie niebezpieczna. Fakt ten połączony z nienawiścią do najeźdźców, którzy zabrali babci młodość (a również płodność, w wyniku sterylizacji - to w rzeczywistości siostra mojej babci, ale traktuję je "na równi", a dlaczego to już sprawy bardzo osobiste) wpłynął na to, że postanowiła popsuć maszynę. Ustawiła więc "naparstki" ostrym końcem do góry. Pełna zaciekawienia przyglądała się, co się z nimi dalej stanie. Proch rozsypał się na blaszce, trochę spadło na taśmę. Chwilę potem przyszła kolej na stempel - i nagły wybuch, od którego zajęła się ogniem cała fabryka, przy okazji wywołując kilka kolejnych, o wiele większych eksplozji. Na szczęście, wszystkie pracownice zdołały w porę wybiec na zewnątrz i ugasić swoje niewygodne kombinezony w śniegu.

Wydarzenie te potraktowano jako błąd maszyny, a moja babcia została przeniesiona do pracy w kantynie. Jako kelnerka roznosiła tam świeże, smakowicie wyglądające posiłki stacjonującym w obozie Niemcom. Sama jadła "barszcz"... Pewnego dnia, jeden z Niemców podziękował jej pełnymi pogardy słowami "ah, du polnische Schweine!". Moja babcia do dziś jest bardzo żywotna i często potrafi - jak to nazywa: "przygadać", "wcisnąć szpilę" - podczas rozmowy stosując odpowiednią docinkę, czasem nawet krótką, zabawną rymowankę. Pełna zapału, wskazując na niego palcem, odpowiedziała mu więc po polsku: "tak, ja jestem polska świnia... a ty jesteś niemiecka!". Niemiec oczywiście nie zrozumiał, ale komunikacja pozawerbalna zrobiła swoje. Odpowiedział również posługując się tym rodzajem komunikacji - uderzył ją w twarz ręką zniekształconą przez jakiś wybuch lub postrzał (został pewnie cofnięty z frontu wschodniego). Babcia (a wtedy 16-letnia dziewczyna) wpadła na stojący za nią stół, "nakryła się nogami" - ale nie straciła swej zawziętości i przytomności umysłu. Leżąc tak jeszcze na stole, klepnęła się oburącz w pośladki krzycząc "o, tu mnie pocałuj!". Abstrahując od tego, czy została zrozumiana, w kantynie wybuchł głośny śmiech. Zdenerwowany tą sytuacją Niemiec zaczął moją babcię gonić. Wybiegli na zewnątrz, a widok dziewczyny spoglądającej co chwila zza rogu, czy stary żołnierz dotrzymuje jej tempa spowodował śmiech zarówno wśród tych, którzy odeszli od talerzy i wyszli z kantyny, aby się poprzyglądać, jak również tych siedzących w wysokich, drewnianych wieżach strażniczych. Jednak niedługo potem przestało to być śmieszne. Babcia została wysłana na odbycie kary w karcerze, bez jedzenia i picia.

Na szczęście zdarzali się czasem "lepsi Niemcy". Jeden z takich postanowił pomóc mojej babci dając jej kanapkę, duży reflektor, oraz metalowy pręt. W karcerze ta słaba, wówczas bardzo młoda dziewczyna zobaczyła jedynie krzesło bez deski do siedzenia, a pod spodem wiadro. Mimo tego, całe podłoże kojarzyło się z jednym (ale było to tylko błoto). Na początku nie wiedziała, co robić. Wkrótce ściemniło się a wtedy pojawiły się - cytuję - "szczury wielkie jak koty", z bardzo długimi ogonami. Nie skłamię, jeśli stwierdzę, że babcię by po prostu zjadły. Stanęła więc okrakiem na tym niestabilnym krześle, schyliła się i włączyła reflektor, płosząc szczury na jakiś czas. Niestety, szybko zignorowały one ten bodziec i babcia musiała rzucić im daleko w kąt swoją kanapkę, aby się nią zajęły. Nie odniosło to skutku dłuższego niż minuta. Pozostał więc jej tylko pręt, którym usiłowała zatłuc chociaż jednego szczura. Po długotrwałych próbach udało jej się to i skrajnie wyczerpana przyglądała się, jak pozostałe szybko pożerają tego martwego, walcząc przy tym między sobą. Dzięki swojemu zaparciu przetrwała noc. Od tamtej pory starała się raczej przeżyć w obozie, niż dodatkowo uprzykrzać życie Niemcom.

Takich dziewczyn jak ona było tam sporo. Wiele z nich było zachęcanych do uczęszczania na różne kwatery, albo "na przejażdżkę" nad wodę, czy do lasu. Wiele z nich rzeczywiście myślało, że to swego rodzaju odskocznia, być może możliwość ucieczki, i jako młode dziewczyny nie spodziewały się niczego złego. Jednak łatwo się domyśleć, co rzeczywiście mogło się tam dziać. Moja babcia była podobno bardzo ładna - ale nieufna i zadziorna, szczególnie wobec Niemców. Zapewne właśnie to uratowało ją od różnych niemiłych przeżyć, a być może i od śmierci, gdyż zdarzało się, iż dziewczyna już nie wracała. Strach pomyśleć, jakie okropieństwa mogli uskuteczniać i tak bezkarni przecież żołnierze. W obozie wiadome rzeczy były niedopuszczalne, zapewne nie można było też nikogo zabierać siłą, gdyż mogło to wywołać jakiś bunt wśród więźniów i więźniarek. Ale tego nie jestem pewien - nie chciałem (albo też trochę się bałem) wypytywać babci o takie szczegóły.

Jak widać, moje biadolenie w ostatnim wpisie jest niczym wobec przeżyć mojej własnej babci. Z całą powagą mogę przyznać, że nawet moja babcia jest ode mnie twardsza - od wielu innych zapewne również. Nie chciała wracać do Polski - chciała żyć w USA, w Kanadzie... Kiedy Amerykanie wyzwolili ją i innych więźniów (był to już inny obóz - zrobię edycję jak dopytam babci), poznała swojego przyszłego męża. Chciał on zobaczyć jeszcze matkę, braci, rodzinne strony - i tak już zostali w Polsce. Opowiadając o dziadku mógłbym spokojnie zapełnić cały kolejny wpis. Warto jeszcze wspomnieć, że wyzwolony przez Amerykanów obóz przejęli później Sowieci. Oni mieli trochę inną politykę wobec Niemców - większość żołnierzy zabijali, gwałty były rzeczą akceptowaną i nie komentowaną, mieszkańców przenieśli z mieszkań do obozu, w którym do niedawna pracowała moja babcia. Szczęście w nieszczęściu, że była więziona przez Niemców, a nie przez Rosjan...

BTW warto pamiętać o 71 rocznicy napaści ZSRR na Polskę 17 września - ciekawe, czy prezydent postawi pomnik dzielnym sowieckim najeźdźcom, taki jak pod Ossowem?

Babcia jest dla mnie autorytetem zarówno jako dzielna sabotażystka, jak i odważna obywatelka powojennej Polski. Pomagając mężowi w siedleckiej "Solidarności" poświęciła naprawdę wiele energii, czasu i nerwów. A dzisiaj, mimo jego śmierci i własnego podeszłego wieku, jest pełna pogody ducha i uśmiechu, często chodząc np. do fryzjera czy na zakupy, jeszcze częściej zabawnie - i trafnie - komentując otaczającą ją rzeczywistość, jak i to, co ogląda w telewizji. To dzięki niej znajomi zaczynają mnie nazywać "Babcia" gdziekolwiek się nie pojawię, nawet jako nowa osoba nie posiadająca pseudonimu w danym środowisku. Stąd też mój nick w Internecie (Mr Grandma), który zmienił się na angielski w wyniku mojego udzielania się na zagranicznych forach, z przedrostkiem "Mr" z racji tego, iż często byłem mylony z płcią przeciwną (w końcu "Babcia" to rodzaj żeński). Nick być może wydaje się zabawny, ale dla mnie jest to osobisty hołd dla tej bohaterki, którego będę używał całe życie i będzie mi o Niej zawsze przypominał. Oby mi żyła jak najdłużej (tym bardziej, że genialnie gotuje...).



***
Polecam przeczytać wpis traktujący o "katastrofie" smoleńskiej. Porusza on kwestię przyczyn tego wydarzenia i wskazuje na problematykę bezpieczeństwa energetycznego. Przeczytałem go bardzo dokładnie wg mnie ma to niestety sens i wiele z pozoru niepowiązanych ze sobą spraw okazuje się mieć wspólny mianownik... Tym bardziej, że chodzi tutaj m.in. o przedłużenie umowy z Gazpromem o kolejne 30 lat, co poruszyłem w rozmowie ze śp.Aleksandrem Szczygłą będąc razem z kołem politologów mojej uczelni w BBN, a potem kiedy zadawałem pytanie panu Borkowskiemu podczas naszego pobytu w gmachu MSZ na alei Szucha.
http://www.fronda.pl/marcinw1/blog/motyw_katastrofy_smolenskiej

***
Dopiero 13 wpisów, a już ponad 1000 odwiedzin na moim blogu. Dziękuję. Ta liczba, połączona z ostatnim "poleceniem" przez Onet, bardzo mnie motywuje.


Bardzo ważny, wiele dla mnie znaczący wpis.

7 komentarzy:

  1. Przeczytałem ten artykuł z Frondy.
    Żałość mnie brała na niektóre opisane przez nich fakty np. nie odniesienie się Rosji do filmu - po co ma się donosić skoro już dawno szef BOR powiedział, że zaraz po katastrofie na miejscu znalazło się dwóch polskich oficerów BOR, zwrócili broń z brakami amunicji. Ci oficerowie mieli odebrać prezydenta z lotniska. Fakt że informacja o tym była tylko jednego dnia i w kilku serwisach informacyjnych.
    Kwestia wypowiedzi Komorowskiego o gazie łupkowym: Pytanie od dziennikarza było co sądzi o wydobyciu łupków, a ten jak nie zorientowany w temacie uznał ze łupki wydobywa się odkrywkowo (notabene jeśli by wydobywano łupki, to by tak niewątpliwie było).
    Lądowanie na autopilocie: Procedura lądowania na autopilocie odbywa się na poziomie do 100 m, poniżej automatyka nie pozwala na wykonanie tej procedury, tym bardziej jeżeli lotnisko nie jest wprowadzone do systemu komputerowego samolotu.
    Sama kwestia lądowania: stosując procedury lotnictwa cywilnego, nigdy nie miało ono prawa zaistnieć. Natomiast procedury wojskowe na to zezwalają, zgodnie z uznaniem pilota.
    Dane o poziomie wydobycia gazu łupkowego w XXI wieku, są przekłamane, począwszy od tego że wiercenie poziome na skalę przemysłową zaczęto stosować około 2005 roku. Kwestia opracowania przez PGNiGe technologi wiercenia poziomego - chyba ktoś sobie nie zdaje sprawy z mechaniki, problematyki i czasochłonności opracowania takiej technologii, włącznie z uwzględnieniem struktury skalnej w której to wiercenie ma być wykonane.
    Piszesz ciekawie, choć wydaje mi się że nie do końca pojmujesz/dostrzegasz subtelne różnice (jak w przypadku Islamu, z Azji i Afryki, a islamu z USA, czy np. Hiszpanii)
    Pomnik w Osowie nie jest wystawiony bohaterom, ale uczestnikom. Jako chrześcijanin powinieneś chyba rozumieć i umieć uszanować uczczenie pamięci każdej poległej ofiary wojny, bez względy na stronę po której walczyli. Ja byłem uczony że każdemu człowiekowi należy się pamięć pośmiertna - bez względu czy to co czynił było dobre czy złe.

    Z mojej głównej uwagi - uważaj w co wierzysz z mediów, bo zarówno jedne i drugie przekłamują i manipulują. A w kwestiach lotniczych, można usłyszeć takie cuda, że każdy lotnik zastanawia się tylko czy się śmiać czy płakać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawy punkt widzenia. Staram się zapoznawać z maksymalną ilością różnych wersji, aby mieć najpełniejszy obraz sytuacji i wybrać najbardziej wiarygodny. Na razie zdania nie zmieniam, szczególnie po programach "Misji Specjalnej" dot. katastrofy. To, co zrobili i robią Rosjanie, jest po prostu nieprzyzwoite, nie ma nic wspólnego z moralnością. Takie zachowanie wskazuje na to, że po prostu mają coś do ukrycia, i robią to w niezbyt subtelny sposób. Choćby dlatego, że jeszcze do niedawna znajdywano szczątki ludzkie na miejscu katastrofy (m.in. żuchwa z uzębieniem) i nadal nie wiadomo, czy nie ma tam innych szczątków i co jest w trumnach. Kolejne doniesienia i przecieki są jeszcze bardziej niepokojące, tym bardziej, że sporo z nich okazuje się prawdziwymi.

    A to, że teraz Polska zmieniła nastawienie z pro-USA na pro-Rosja, to każdy analityk bez krycia potwierdzi.

    A na koniec będę uszczypliwy:

    "Pomnik w Osowie nie jest wystawiony bohaterom, ale uczestnikom. Jako chrześcijanin powinieneś chyba rozumieć i umieć uszanować uczczenie pamięci każdej poległej ofiary wojny, bez względy na stronę po której walczyli. Ja byłem uczony że każdemu człowiekowi należy się pamięć pośmiertna - bez względu czy to co czynił było dobre czy złe."

    Czekam na pomnik Adolfa Hitlera.

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja Mama też pracowała w tej fabryce mam jej kenkartę,

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja mama tez pracowala w tej fabryce amunicji. Oprocz pociskow produkowala pociski rakietowe V-1 a pozniej V-2. Sabotowala, tak jak i twoja babcia, gdzie tylko sie dalo. Mowila plynnie po niemiecku wiec zawsze udawalo sie jej wymigac i tez wybronic innych. Twoja babcia pamieta barszcz, a moja mama wspominala "herbate" czyli napoj z siemienia. Mowila tez o bochenku chleba, ktory po 16-tu gdzinach pracy dzielily miedzy siebi w sztubie na 12 porcji. Moja mama, Helenka, byla popularna w obozie. Wielu ludzi ja znalo. Jesli twoja babcia jeszcze zyje ,przypomnij jej moja mame. Moze znaly sie. Mam wiele zdjec z tego obozu, ktore o smierci mamy odziedziczylam razem z jej "auswijzem" z duza litera "P".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam zdjęcia mojej Mamy z obozu. Miała na imię Irena, może były w jednym baraku?

      Usuń
  5. moja babcia też pracowała w tej fabryce. nie chciała mówić o tym.wiadomo przykre wspomnienia. kiedys wspomniała że z głodu jadły z innymi kobietami komosę taki chwast.wiele też umarło na choroby. ciekawią mnie te zdjecia kto je robił? pozwolono na to?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjęcia, które ja posiadam były robione po wyzwoleniu, przez amerykanów. Po wyzwoleniu obozu czekano na transport jeszcze przez około miesiąc. Moja Mama miała szczęście, bo wśród żołnierzy wyzwalających był jej wujek, który ją odnalazł i zrobił kila zdjęć jej z koleżankami z baraku. Wróciła do Polski drogą morską.

      7 marca 2015 21:07

      Usuń

W komentarzach na moim blogu panuje wolność słowa. Nie moderuję ich, chyba, że zawierają spam. Każdy może napisać szczerze to, co myśli.
Proszę przy tym o poszanowanie netykiety.