26 września 2010

Co jemy i co oglądamy.

Wpis z dnia 2 września 2010r.


Ok. godziny 7:00, jeszcze w letargu, "kątem ucha" usłyszałem wieści o najnowszym raporcie GUS dotyczącym żywności. Wynika z niego, że - jeśli chodzi o jakość - producenci bardzo często nas oszukują, przy okazji narażając nas na drastyczne pogorszenie stanu zdrowia (w pamięci zapadły mi pasożyty w makaronie). To akurat żadna nowość, ale niepokoi mnie fakt, iż w żadnym serwisie informacyjnym nie napotkałem się na informację o tym raporcie. Mam nadzieję, że to mi się nie przyśniło! Może to od tych parówek...

Trochę boję się tego pisać*, więc zamieszczam tutaj stwierdzenie: telewizja czasami nie mówi nam całej prawdy. A nawet jeśli się zdarzy, że mówi o wszystkich wpływających na daną sprawę czynnikach, to zależnie od stacji, zostaną one umiejętnie ubarwione, zmontowane i skomentowane. Jak napisałem w pierwszej notce na tym blogu, zawsze warto czerpać informacje z wielu różnych źródeł, które mają różnych właścicieli (co z tego, że znaczek zupełnie inny, jak właściciel ten sam?), i po których możemy się spodziewać odmiennych stanowisk. Dlatego też, jeśli oglądam "Wydarzenia", to dla porównania muszę też obejrzeć "Wiadomości". TVN-u nie mam, ale podczas tygodniowego pobytu poza Siedlcami naoglądałem się "Faktów" dość sporo. Muszę przyznać, że o ile różnica między pierwszymi dwoma była subtelna, o tyle oba ostatnie są czasem zupełnie od siebie odwrotne. I dlatego dzięki temu kontrastowi - oraz własnym obserwacjom i przemyśleniom - miałem szansę otrzymania w miarę obiektywnych informacji. To trochę jak ying-yang... Rzeczywiście trzeba trzeźwo myśleć i spostrzegać oglądając telewizję, żeby nie dać zrobić się w konia (przepraszam, szukałem lepszego określenia, ale... sami sprawdźcie).

Ale ogólnie telewizję oglądam hobbystycznie, interesując się raczej "chwytami" dziennikarzy, niż wierząc im na słowo. Z Internetu można się dowiedzieć więcej, szybciej i dokładniej (naturalnie, z wielu źródeł!). Niestety, ciągle mamy coraz mniej czasu na zagłębianie się w tematy polityczne etc., więc dość często polegamy na stronniczym telewizyjnym serwisie, albo krótkim wzmiankom na portalach internetowych. Dlatego również nie rozumiem, dlaczego ludzi zasypuje się ciągle niepotrzebną treścią (kilkanaście sekund ze starszą panią bez biustonosza w "Wydarzeniach", zapowiedzi nowych "hitów" TVN-u w "Faktach", albo kilka minut nikomu nic nie dających sentymentów w dzisiejszej "Panoramie"). Na dodatek, tych ludzi, bazujących na szczątkowych informacjach (i chcąc nie chcąc, szczątkowej wiedzy o polityce) nakłania się do chodzenia na wybory. Mnie to bardzo niepokoi, bo skoro spoty "naganiające frekwencję" są legalne nawet w czasie ciszy wyborczej, to będąc szefem partii, której sondaże dają poparcie młodych ludzi, sam bym sfinansował kampanię pt. "chłopaku, dziewczyno - idź na wybory", "jesteś młody i chcesz decydować o swojej przyszłości? weź sprawy w swoje ręce, idź na wybory!" z wynajętymi młodzieżowymi gwiazdkami, idolami itp. Gdyby sondaże dawały poparcie dla mojej partii osób mieszkających na wsi, zorganizowałbym nawet bezpłatne dojazdy do punktów wyborczych takim ludziom - bez żadnej agitacji, bo i tak większa ich część poparłaby moją partię. Nie trzeba być świnią, żeby z tego nie skorzystać - więc powinno się zakazać "naganiania frekwencji" w czasie ciszy wyborczej! Jak nie jesteś na 100% pewny/a, nie jesteś przekonany/a - to nie głosuj!

Demokracja to taki system, gdzie nawet jeśli nie wybierzesz danego "produktu", to reszta decyduje za Ciebie co dostaniesz, a czego nie. To nie jest tak jak w sklepie, gdzie można sobie wybrać produkt taki jak chcemy, samemu za to zapłacić i korzystać z niego jak się chce. Wyobraźmy sobie, że obok lekarza chcącego dokonać
tracheotomii duszącemu się, umierającemu człowiekowi zebrał się tłum gapiów i większość miałaby zdecydować, czy ma wykonać zabieg, czy nie. Pacjent z pewnością by zmarł (nie mówię tutaj o czasie potrzebnym na głosowanie, a o błędnym przekonaniu większości, że dziurawiąc tchawicę wyrządzi się takiej osobie krzywdę). Nie każdy słyszał o tym zabiegu - i nie każdy oglądał "Anakondę". Dlatego wszelkie władze wybierać powinny tylko osoby mające jakieś pojęcie o tym, co oferują programy wyborcze - a nie mass media! Naturalnie, nie chcę zakazania prawa wyborczego ludziom podejmującym decyzję na zasadzie "ten Olejniak i Napiórkalski są przystojni", albo "ci mieli fajniejszy spot". Decyzja o niegłosowaniu musi być podjęta przez osobę, która nie chce przez swój brak wiedzy wyrządzić szkody innym. A jeśli koniecznie chcą głosować - niech najpierw zapoznają się z każdą możliwością - i wybiorą najlepszą i najbardziej wiarygodną.

*
- okazało się, że notka na blogu może okazać się strzałem w stopę... z armaty. Pan Marek Migalski wyleciał dzisiaj z listy PiS do Europarlamentu za umieszczenie na swym blogu nieprzychylnej wypowiedzi na temat p. Jarosława Kaczyńskiego. Dr Marek Migalski to nota bene politolog, często widziałem go w telewizji i przez długi czas naprawdę odwalił kawał dobrej roboty dla PiS - zawsze miażdżył swoich oponentów, zawsze merytorycznie i w pięknym stylu - KLIK).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

W komentarzach na moim blogu panuje wolność słowa. Nie moderuję ich, chyba, że zawierają spam. Każdy może napisać szczerze to, co myśli.
Proszę przy tym o poszanowanie netykiety.