26 września 2010

Równość, czy niewolnictwo?

Wpis z dnia 7 września 2010r.

Polecony przez Onet!



Jest to swego rodzaju kontynuacja wczorajszego wpisu, także zapraszam najpierw do lektury poprzedniej notki.

Pozornie, między równością, a niewolnictwem nie widać podobieństwa, a wręcz coś zupełnie innego. W końcu w niewolnictwie jest klasa "panów" i klasa pracujących na nich "niewolników". Kiedy jednak przyjrzymy się samemu procesowi tworzenia "równego społeczeństwa", skojarzenia z podporządkowaniem sobie mas ludzkich nasuwają się same. Cóż bowiem zakłada idea tzw. "równości"? Na przykład to, że każdy jest równy wobec prawa, ale ma również równe obowiązki i równe przywileje, jest traktowany po równo. Brzmi to całkiem miło i wydaje się właściwe, oraz cywilizowane. Równość wydaje się więc czymś dobrym i kiedy wrosła już w społeczną świadomość jako pewien szczytny cel, ludzie akceptują dosłownie wszystko, co podepnie się pod tę "równość". Nie zastanawiają się nad różnymi propozycjami, tylko bez rozwagi akceptują wszelkie pseudo-równościowe oferty. Władze w wielu krajach idą jednak jeszcze dalej - równają ludzi już nie tylko ze względu na ich status niesprawiedliwie, niezależnie od nich pokrzywdzonych. Posuwają się do równania ludzi na siłę i wbrew ich woli - równania w dół. Takie równanie w dół to nic innego jak tylko dyskryminacja.

Zastanówmy się chwilę nad pewną sytuacją. Mamy stojących obok siebie dwóch ludzi: pierwszy silny, wysoki - ale niezbyt mądry; drugi natomiast cherlawy i niski, ale za to niebywale inteligentny. Co nam wyjdzie, jeśli tych ludzi zrównamy?

W perspektywie całych narodów ludzie mają wiele zdolności, którymi się wyróżniają, oraz pewne swoje słabości. Widać to przede wszystkim w kontekście nauki - jedni są "humanistami", inni "ścisłowcami". Niektórzy za to wolą wcale się nie uczyć, bo po prostu tego nie lubią, i chcą na przykład pracować w jakiejś "niższej" branży. Niestety, przymusowa edukacja (w imię "równości"!) marnuje ich czas, nerwy nauczycieli i ujemnie wpływa na poziom nauczania całej ich klasy. W tym samym czasie oni mogliby pójść własną drogą, doskonaląc się w swoim fachu, a na pojedynczego ucznia przypadałoby więcej energii i czasu nauczyciela. Czy przez takie poglądy jestem radykalny? Owszem, tak jak w pierwszym wpisie tutaj, jestem radykalny, bo sięgam do korzeni - niech się uczy ten, kto chce.

Na przykładzie szkolnictwa widać, jak przymusowe równanie (nawet po uprzedniej "segregacji" po gimnazjum [swoją drogą, gimnazja to porażka]) ujemnie wpływa i na tych zdolniejszych i na tych, którzy lepiej czują się w tzw. "niższej warstwie". Wielką szkodą jest fakt, gdzie rodzice wysyłają swoje dzieci na siłę do najlepszych szkół, nawet wbrew woli tychże dzieci - a i tak nic z tego nie wynika, oprócz tego, że poziom się obniża, a znaleźć dobrze płatną pracę jest coraz ciężej nawet z wyższym wykształceniem. Praca i płaca, którą 10 lat temu otrzymał magister, dzisiaj otrzyma dopiero doktor, i tak dalej, i tak dalej ("inflacja wykształcenia", o której wspominałem w poprzednim wpisie). Przykro jest widzieć, że nie zauważa się faktu, iż każda warstwa społeczna jest mu potrzebna! Jeden nie obejdzie się bez drugiego, bogaty bez biednego - i vice versa. "Szewc bez butów chodzi". Takie rozwarstwienie jest czymś naturalnym, a sztuczne równanie pod względem bogactwa i wykształcenia, często wbrew woli ludzi, jest niczym zrównywanie ze sobą dwóch ludzi z trzeciego akapitu tej notki.

Całe szczęście, nie równają ze sobą np. wzorów obuwia, smaków potraw, gatunków filmów... W rewolucyjnej Francji był już jeden człowiek, który zbudował maszynę do wyrównywania ludzi. Zbyt niskich rozciągał, a zbyt wysokich - skracał... najczęściej o głowę. Ciekawostką jest tutaj fakt, iż za formę przybrał wymiary własnego ciała... Czy to wszystko to jest równość, czy model jednego, maksymalnie uniwersalnego wzoru bezmózgiego, posłusznego zombie? Równość, czy niewolnictwo?


W Szwecji zniesiono niedawno parytety na uczelniach - 50% dla kobiet. A zniesiono je, ponieważ cierpiały na tym same kobiety. Żaden urzędnik nie uporządkuje ludzi lepiej, niż oni sami. To, że w jednym semestrze będzie więcej kobiet z dobrymi wynikami, a przez parytety Do tej pory w ten sam sposób cierpieli natomiast mężczyźni - i jakoś nie było protestów. To się nazywa dyskryminacja. Dyskryminacja z urzędu, czyli zahacza to już o totalitaryzm - gdzie państwo kieruje maksymalną ilością dziedzin życia ludzkiego. Jeszcze brakuje tego, żeby Unia Europejska zakazała zwykłych żarówek i wprowadziła swoje własne (w odpowiednim porozumieniu z ich producentami...). Ale co ja piszę - oni już to zrobili!


Tzw. "równość" usiłuje się wprowadzić także w polityce, poprzez parytety na listach wyborczych. Dla mnie jest to zarówno dyskryminacja mężczyzn, jak i obrażanie wyborców, oraz kobiet startujących dzięki takiemu parytetowi. Gdybym ja dostał się do Sejmu tylko dlatego, że potraktowano mnie jak kogoś gorszego i wspomożono parytetem "z urzędu", czułbym się niebywale podle, czułbym się poniżony... A co będzie, jeśli kobiet na listy będzie chciało się dostać więcej niż 50%? Zniosą parytety tak samo jak w Szwecji, czy rozpocznie się dyskryminacja kobiet?

"Równość" lansowana przez media i władze jest tylko kłamstwem i próbą zniewolenia, oraz podporządkowania sobie olbrzymich mas ludzkich. Oprócz "Divide et impera" skuteczną metodą na łatwe, nieobciążone odpowiedzialnością rządzenie ludźmi jest również metoda wyeliminowania indywidualności. Zamiast jednak mordować przywódców, postanowiono postępować mniej ryzykownie i ludzi po prostu oszukać, poprzez wprowadzenie mody na "równość" i odgórne regulacje prawne, które posuwają się coraz dalej i dalej... Szarą, równoległą masą łatwo jest kierować i wykorzystywać ją do własnych celów. Nie pozwólmy zrobić z siebie szarej masy, ani społecznie, ani gospodarczo.


Polska nie powinna naśladować bogatych krajów zachodnich, bo nie jest bogatym krajem zachodnim. Polska powinna naśladować rozwiązania, które kraje zachodnie stosowały, gdy były tak biedne, jak Polska. - Milton Friedman


***
Mój blog ruszył z impetem, codziennie pojawiał się nowy wpis. Jako, że stawiam na jakość, a nie na ilość, będę teraz pisał w trochę większych odstępach czasowych. Czasami codziennie, czasami rzadziej, jednak tak jak ostrzegałem w pierwszym wpisie, będę pisał często. Mam nadzieję, że dzięki temu łatwiej będzie przyswoić sobie to, co chcę Wam przekazać i nie wpłynie to ujemnie na liczbę stałych czytelników.

Na propozycję BleedingGod z komentarzy do poprzedniego wpisu odpowiadam umieszczeniem strony Zetodwudziestosław w panelu po lewej stronie bloga [tamto było pisane na Onecie; na Bloggerze Zetodwudziestosław jest na panelu po prawej stronie bloga] - klikajcie codziennie! Szkoda, że tak niewiele ludzi uczestniczy w takim "przeglądarkowym pomaganiu", ale wpływ na to ma powszechne poczucie, że "opiekuńcze państwo" zrobi wszystko za nas. A ja mówię, że opiekuńczy to mają być ludzie, a nie państwo, z którego często lubi sobie coś "wypłynąć", zamiast na szczytny cel - to na przykład na wypłaty dla dodatkowych 60 000 urzędników, których teraz planuje zatrudnić aktualny Rząd (dane z planu budżetu państwa).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

W komentarzach na moim blogu panuje wolność słowa. Nie moderuję ich, chyba, że zawierają spam. Każdy może napisać szczerze to, co myśli.
Proszę przy tym o poszanowanie netykiety.