26 września 2010

Wojna polsko-polsko-polsko...

wpis z dnia 31 sierpnia 2010r.


Dlaczego mówiąc o "Solidarności" słowo "strajk" przedstawia się w pozytywnym świetle? To tak, jakbyśmy mówili pozytywnie o zabijaniu przy okazji obrony Warszawy przed bolszewikami. To, co powinno się chwalić to w obydwu tych przypadkach walka o wolność i niezależność, patriotyzm i poświęcenie. To właśnie te cechy pomagają narodom zarówno w czasach względnej niepodległości i w czasach okupacji, oraz w czasie pokoju, jak i wojny. Te cechy jednoczą ludzi. A w czasach pokoju i niepodległości ani strajki, ani zabijanie nie przynoszą niczego dobrego!




A teraz do tematu - sam już nie wiem, na ile skłóconych obozów podzielone jest nasze społeczeństwo. Wiem jednak, że istnieje stara, rzymska zasada: "Divide et impera" - dziel i rządź. Podzielonym, skłóconym społeczeństwem łatwiej bowiem kierować i nim manipulować, szukając kozła ofiarnego, zwalając winę jedni na drugich, oraz po prostu zaprzątając głowy ludzi bezsensownymi kłótniami, zamiast realnymi problemami, swoje robiąc "na boku" (dla przykładu: zajęcie ludzi "sprawą krzyża", naganianie fanatyków z jednej i z drugiej strony, a po cichu - podwyżki podatków). Co gorsza, takie "dziel i rządź" służy nie tylko "władzy" do kierowania ludźmi jak stadem baranów (kto to widział, żeby ludzie cieszyli się z podwyżek podatków!?), ale również wrogim nam państwom!

Polska, od prawicy do lewicy, z dnia na dzień jest sukcesywnie dzielona, o czym coraz boleśniej się przekonujemy. Stary podział post-solidarnościowy odnowił się ze zwielokrotnioną siłą, czego przykład mamy obserwować od kilku dni.

Interesującą wydała mi się wczorajsza postawa p. Henryki Krzywonos. Tym bardziej interesująca, gdyż pozornie właściwa i godna pochwały, ma wg mnie istotny związek z dzisiejszą promocją jej książki, która odbyła się w Warszawie. Stając się bohaterką wszystkich wydań informacyjnych, zapewniła sobie darmowy rozgłos jej nazwiska, którym w końcu sygnowana jest jej książka. Kolejną ciekawą sprawą (i teraz przechodzę do domysłów i hipotez) jest możliwy wpływ środowisk Tuska-Komorowskiego na p. Krzywonos, gdyż takie wystąpienie zapewniło korzyści obu stronom. Dwaj odpowiednicy Putina i Miedwiediewa w naszym kraju wyszli na oczernionych przez tę "złą" "Solidarność", premier wygłosił ganiące, "pouczające" przemówienie, a następnie został bohatersko obroniony przez jedną z bohaterek czasów sprzed 30-tu lat, co niesamowicie uwiarygodniło pozycję p. Tuska. Nie zapominajmy, że słynna tramwajarka zaatakowała przy okazji p. Kaczyńskiego (oklaskiwanego przez - wg mediów - "złą" "Solidarność"), co jest kolejnym punktem dla niepożądanego gościa. Medialnie premier Tusk osiągnął więc zwycięstwo totalne. Jeśli to, co piszę, jest w pełni prawdziwe, to niestety, ale było to po prostu niegrzeczne wykorzystanie uroczystości mającej jednoczyć Polaków. Wyrafinowany plan, przemyślany wręcz genialnie, wykonany wzorowo. Tylko... to tak trochę nieładnie.


 
Tak było - ale KIEDYŚ. Teraz te trzy postacie ze sobą walczą.


W międzyczasie coraz śmielej dochodzą do nas kolejne informacje o chęciach p. Palikota, by utworzyć własną partię. Ma to być organizacja polityczna o nazwie "Nowoczesna Polska". Powstrzymam się od oceny osoby p. Palikota jego poglądów - przeprowadzę tylko krótką analizę polityczną. Otóż, "NP" nie będzie niczym innym, jak tylko marionetkową partią Platformy Obywatelskiej (marionetkowy prezydent, to czemu by nie cała partia?). Już teraz wiadomo, jaki będzie miała cel - odebrać poparcie Sojuszowi Lewicy Demokratycznej. I w tym tkwi cały sęk: PO chce zabezpieczyć swoją przewagę na wypadek, gdyby PSL nie przekroczyło w przyszłym roku progu wyborczego (b. słaby wynik p. Pawlaka i ostatnie sondaże dające PSL mniej niż 5% - czyli mniej niż próg wyborczy). Chcąc podebrać ludzi SLD, oferuje coraz to bardziej radykalny program, którego orędownikiem jest p. Palikot. Co więcej, już się to powoli udaje - na stronę p. Palikota przeszli m.in. Wojciech Olejniczak, Ryszard Kalisz i Włodzimierz Cimoszewicz (który nota bene związał się już z PO popierając Bronisława Komorowskiego, nie dostając nic w zamian). P. Senyszyn coraz agresywniej atakuje na swoim blogu szefa przyszłej NP. W międzyczasie sama PO (jako partia-matka NP) potępia Kościół Katolicki za "spór o krzyż" (jak dla mnie to tak, jakbym ja oskarżał Dalai Lamę o to, że buddyjskie kadzidełka na bazarze są zbyt drogie). W odpowiedzi na te umizgi do lewicy, p. Napieralski nagle zrobił się skrajny w swoich poglądach i koniecznie chce rozdziału państwa od Kościoła. Co prawda, nie jestem przeciwnikiem takiego rozwiązania - ale dlaczego nie wołał o to w czasie kampanii prezydenckiej? Cóż, tonący brzytwy się chwyta. Zapowiada się walka o elektorat lewicowy, podobnie jak przy drugiej turze wyborów prezydenckich - ale teraz będzie to nie krótkotrwałe starcie, a długa, pełna kłótni wojna dwóch obiecujących złote góry stron. Takie uroki lat wyborczych. Samorządy będziemy wybierać już za mniej niż dwa miesiące, natomiast za rok - Parlament. Napięcie rośnie więc z każdym dniem.

O ile powyższe mnie zbytnio nie "rusza", (oprócz mącenia ludziom w głowach "socjalem", oraz nachalnej nagonki na Kościół w telewizji i Internecie), to bardzo, ale to bardzo martwi mnie aktualna sytuacja na wolnorynkowej prawicy. Po tym, jak Janusz Korwin-Mikke uzyskał czwarty wynik w wyborach prezydenckich, nastąpiła realna możliwość zjednoczenia podzielonej prawicy wokół tej osoby, gdyż zebrała ona największy elektorat danego targetu (konserwatywny-liberalizm). W końcu najłatwiej będzie zebrać ludzi do punktu, w którym osób o tych poglądach jest obecnie najwięcej. Od dłuższego czasu pisze o tym prof. Wielomski, a p. Korwin-Mikke jest chętny na takie rozwiązanie. Cóż mnie jednak smuci - na prawicy ludzie o poglądach różniących się minimalnie, wręcz teoretycznie i naukowo, skłonni są nazywać siebie chorymi psychicznie, atakować się wzajemnie i krytykować wszelkich konkurentów o prym na prawicy. Na dodatek, Marek Jurek zdecydował się zebrać własne "stadko" małych partii wokół Prawicy RP - kto wie, nie zdziwiłbym się, gdyby zraził się wypowiedziami wyśmiewającymi go i stawiającymi w roli upodlonego Albrehta Hohenzollerna składającego hołd przed prezesem innej partii... Mam nadzieję, że ludzie prawicy będą bardziej życzliwi wobec siebie nawzajem, jeśli chcą działać razem - i to nie tylko na czas wyborów!

***
Mam uczucie, że ta notka była wyjątkowo nudna jak na mój charakter. Następna będzie bardziej "na luzie". Dziękuję za wszystkie miłe słowa od pierwszych czytelników piszących do mnie przez różne kanały komunikacji i liczę, że im większej nabiorę wprawy, tym większą przyjemność będziecie odczuwać czytając moje słowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

W komentarzach na moim blogu panuje wolność słowa. Nie moderuję ich, chyba, że zawierają spam. Każdy może napisać szczerze to, co myśli.
Proszę przy tym o poszanowanie netykiety.