13 grudnia 2010

Garść wywiadowczych opowieści.

Na wstępie błagam - nie stosujcie zasady "tl;dr" ani tym bardziej "tl;dfr". Jeśli nie macie czasu, albo jesteście akurat zmęczeni, to dodajcie sobie to do zakładek i rozłóżcie sobie ten tekst na kilka razy. Piszę dla Was po to, żebyście czytali! :-)

Tak jak obiecałem, opiszę tutaj kilka sytuacji, które miałem okazję wysłuchać od gen. Marka Dukaczewskiego, byłego szefa WSI (przez niektórych tłumaczonego jako Wydział Sowieckich Interesów). Utraciły status niejawności z powodu przedawnienia, więc spokojnie mogę je umieścić. Warto na początek przytoczyć wiersz Adama Mickiewicza traktujący o służbach specjalnych. Wiersz jest trochę długi, dlatego zapraszam na tę stronę: KLIK

Otóż, mamy w tym wierszu kilka aspektów dotyczących wywiadu. Po pierwsze, dokładne zaplanowanie całej akcji, oraz ofiar; obliczenie wymiernych korzyści danego działania. Po drugie, infiltracja w szeregi dowódców nieprzyjaciela. Po trzecie, użycie broni biologicznej. Po czwarte - i najważniejsze - poświęcenie.

Jak widać, od zamierzchłych czasów istnieje coś takiego jak służby specjalne. Nie od razu były to jednak jednostki typu GROM czy SAS, ale ich wartość była jak na tamte czasy porównywalna do tych elitarnych oddziałów. Już Sun Tzu wskazywał na wielką wagę szpiegów (przy okazji polecam książkę pt. "Sztuka Wojny" - tutaj wersja .pdf z bonusami) i wyróżnił pięć ich kategorii (miejscowi, wtajemniczeni, nawróceni, martwi ["uśpieni"], żywi). Jedną z kategorii są szpiedzy nawróceni (czyli tzw. podwójni szpiedzy), a kategorii tej dotyczyło moje pytanie do generała, które umieściłem dwa wpisy temu ;-)


Nie ma to jak prestiżowa fotka z generałem. Wiem, mogłem się ogolić...




Przejdźmy teraz do tematu.

Czasy Zimnej Wojny to przede wszystkim konkurencja między KGB a CIA. Jedni i drudzy mają swoje sukcesy. Agenci KGB są zdolni kontrolować swoje ciało w wysokim stopniu. Potrafią np. drastycznie spowolnić pracę swojego serca, a także oszukać wykrywacz kłamstw. Umiejętności te wykorzystał pewien Rosjanin, który postanowił współpracować z Amerykanami i jako podwójny agent przedostał się z Włoch do USA. Jak zwykle w takim przypadku, musieli sprawdzić jego wiarygodność. Podłączony pod wykrywacz kłamstw, oraz poddany działaniu środkom chemicznym Rosjanin musiał odpowiadać na pytania o tajne informacje. Wyszło na to, że stał się lojalny wobec Stanów Zjednoczonych. Jednak jakże wielkie było zdziwienie CIA, gdy po niedługim czasie pojawił się w telewizji, nadając z eksterytorialnej ambasady ZSRR w USA o tym, jak został porwany z Włoch, jak został nieludzko przesłuchiwany z użyciem środków chemicznych itd... Informacje, które im przekazał, były prawdziwe, ale już nieaktualne i bezużyteczne. Używając tego fortelu nie tylko oszukał wykrywacz kłamstw, ale sam dowiedział się wielu ciekawych rzeczy, a przy okazji publicznie oskarżył CIA za łamanie praw człowieka. Czy facet stał się potrójnym agentem? Nie - on cały czas był agentem swojego kraju, bo tutaj liczy się cel ostateczny i bilans korzyści, których to strona amerykańska nie odniosła w ogóle. To tak, jakby ustrzelić dwa zające za jednym strzałem (takie żartobliwe uczelniane powiedzenie) :-)

Kolejna historia wiąże się z pewnym sowieckim ambasadorem, który za nic nie chciał wychodzić ze swojej bezpiecznej i eksterytorialnej placówki położonej w NRD. Będąc jednostką wybitną w swoim fachu, zajmował się również szpiegostwem (praktycznie niemożliwe jest przekonanie urzędników ambasady o interesach wywiadowczych - chyba, że sam agent osobiście nas rozpozna). Amerykanie za wszelką cenę chcieli go wyeliminować, tzn. pozbawić stanowiska. Aby to osiągnąć, znaleźli sobowtóra, z którym obchodzili wszystkie możliwe bary. Zamawiali wraz z nim najdroższy alkohol, zabawiali się z dziewczętami, nosili się ze swoją dumą i ogólnie przynosili wstyd Związkowi Sowieckiemu. Po kilku miesiącach nadszedł czas wizytacji placówki przez wysokiego przedstawiciela KGB. Aby godnie przyjąć gościa, ambasador postanowił wybrać się z nim do najbardziej prestiżowego baru w mieście. Tam, ku swojemu zdziwieniu, został potraktowany jak stały klient - "to, co zwykle", przy boku z marszu pojawiły się "ulubione panny pana ambasadora" i tak dalej, i tak dalej... Oburzony przedstawiciel KGB nie wytrzymał zbyt długo. Ambasador wyleciał ze stanowiska. Dzięki swojemu planowaniu Amerykanie osiągnęli swój cel.

Zapewne wiele kobiet czyta te słowa i zastanawia się "ciekawe, czy na coś bym się przydała w wywiadzie". Odpowiedź, przynajmniej dla zaznajomionych z kinem szpiegowskim, jest oczywista i twierdząca. Kobiety są w stanie osiągnąć bardzo wiele dzięki swojemu urokowi. Ale nie trzeba być od razu Matą Hari... ani nawet matą ozonową z TV Marketu. Płeć piękna wyposażona jest bowiem w szczególną intuicję, zdolność do szybkiego podejmowania decyzji i innego patrzenia na świat niż mężczyźni, przez co para agentów może się idealnie uzupełniać (tak jak w małżeństwie - nie można konkurować, rywalizować ze sobą, tylko się uzupełniać, wzajemnie i odpowiednio wykorzystując swoje mocne strony). I teraz historia, która także zaznacza przydatność kobiet w "służbach": pewnego razu, przeczesując mieszkanie, agentka wyczuła charakterystyczny zapach perfum, który znała i kojarzyła z pewną osobą. Wiedząc, że ta osoba nie powinna znajdować się w tym mieszkaniu, miała na nią "haka", którego wykorzystała, by nadmiernie perfumująca się osoba przystała na współpracę. Mimo, iż nie wiadomo było, co dany osobnik robił w tym mieszkaniu, same napomknięcie o jego obecności tam dało mu obawy, że agenci jednak wiedzą, co tam robił. Widocznie nie był zbyt grzeczny, skoro ze strachu przystał na współpracę... Agentka wyposażona w dobry węch otrzymała niemałą premię.

Afganistan. Nowy kontyngent niedługo uda się na pierwszy capstrzyk na misji. Stary dowódca ma dla nowych kilka rad: nogi łóżek wstawić w wiadra wypełnione wodą, przy oknach porozwieszać namoczone wodą koce, w buty wsadzić ręczniki tak, żeby końcówki wystawały na zewnątrz. Młodzi myśleli, że to jakieś żarty - tak, jak to się stosuje wobec młodych. Ale przezornie posłuchali dowódcy... haha, dobre sobie - to był w końcu rozkaz! - i zastosowali się do jego zaleceń. Nad ranem widzą koce oblepione wszelkim skrzydlatym tałatajstwem, które w innym przypadku zlizywałoby pot ze skóry żołnierzy. Wstają, wyciągają ręczniki z butów, a w ręcznikach pająki i skorpiony. Te same towarzystwo potopione w wiadrach z wodą. Wdzięczni żołnierze wiedzą już, że gdyby nie współpraca z lokalną ludnością i zastosowanie ich rad, wielu kolegów mogłoby już nie żyć, a my mielibyśmy zdecydowanie więcej uroczystych pogrzebów (ach, niestety i tak nie narzekamy na ich niedobór). Ale i tutaj są potrzebni agenci, w imię zasady Feliksa Dzierżyńskiego: "Ufaj, ale sprawdzaj". Inną zasadą Dzierżyńskiego było "Nie ma ludzi niewinnych - są tylko źle przesłuchani". Swoją drogą ciekawe musiał mieć te zasady, skoro zdradził Polskę.

W dzisiejszym świecie długopis z wbudowaną kamerą można kupić w MediaMarkcie (tata pokazał mi w gazetce promocyjnej - 89 zł za takie cacko). Strach pomyśleć, jakimi wymyślnymi i zaawansowanymi gadżetami operują dzisiejsze służby specjalne.

A poza tym...


[SPOILER]
Wczoraj z nudów obejrzałem gameplay z gry Call of Duty: Black Ops. Jest tam misja, w której uczestniczymy w powstaniu w workuckim łagrze (więcej info: KLIK [ciekawe od 2-giego akapitu tekstu pod reklamą]). Naprawdę, jestem pod wrażeniem. Jeśli chodzi natomiast o psychologię tłumu, to pod wrażeniem byłby tutaj również Gustav le Bon. Patrząc jednak na zimno, jeszcze daleko takim grom do ideału. W tej wirtualnej Workucie brakowało fragmentu zwykłego życia więźnia, nie było pokazanych kobiet i dzieci, nie było też pokazanych ciężkich i absurdalnych prac... ale w końcu to tylko strzelanka ;-)

KLIK

Szkoda, że nie mam sprzętu na takie wymagania. Kupiłbym tę grę głównie dla tej misji. CoD jest uważany za grę, która umiera bez trybu multi, ale w tym przypadku, z tego co zobaczyłem, single player trzyma w napięciu. Pisząc na blogu o grze zachowałem się dziwnie, ale te "powstanie" naprawdę mną poruszyło.

[KONIEC SPOILERA]


Dzisiaj dużo materiału (szczególnie zakładając, że czytacie teraz Sun Tzu, którego Wam podrzuciłem - KLIK dla zapominalskich), więc pozwolę sobie zrobić trochę dłuższą przerwę w pisaniu bloga. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie i nie zapomnicie o tej stronie! :-) Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to w piątek powinna widnieć kolejna notka. A tymczasem spójrzcie na prawo - dodałem kilka ciekawych rzeczy. Do zobaczenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

W komentarzach na moim blogu panuje wolność słowa. Nie moderuję ich, chyba, że zawierają spam. Każdy może napisać szczerze to, co myśli.
Proszę przy tym o poszanowanie netykiety.