12 listopada 2010

Rywalizacja samorządowa ze sztuką i religią w tle...

Do czytelników ogólnopolskich: jak tylko skończą się wybory samorządowe, powrócę do "normalnego" pisania.


Jako jeden z kandydatów na radnych sam uczestniczę w samorządowej rywalizacji wyborczej, mogę więc opisać ten proces niejako od podszewki. Jedni wydają fortunę na plakaty i różne reklamy (np. jeden bilboard na placu Sikorskiego kosztuje 25 000 złotych). Inni siedzą cicho, bo na listę kandydatów wpisali się jako "zające" mające zyskać trochę głosów dla listy (najczęściej są to osoby pełniące jakieś oficjalne stanowiska, albo znane np. z telewizji). Jeszcze inni (najmniej liczni) na własną rękę, ze skromnych środków, próbują pozyskać kilka głosów stosując kampanię bezpośrednią. Do tych ostatnich należę m.in. ja. Kampania bezpośrednia, czyli po prostu rozmowa z wyborcami twarzą w twarz, jest najbardziej czasochłonna i najmniej służy zdrowiu, oraz nerwom. Są również pozytywne strony - poznajemy w ten sposób problemy i propozycje mieszkańców, a oni mają okazję poznać kandydata osobiście. Obok chwil przyjemnych (stanowcze głosy poparcia) zdarzają się również te przykre (widok zrywanej ulotki, którą minutę wcześniej zawiesiłem w klatce schodowej na tablicy ogłoszeń). Prowizoryczne, czarno-białe ulotki, drukowane i wycinane nocami w domowym zaciszu rozchodzą się jak ciepłe bułeczki i są czytane z zainteresowaniem. Kandydat niezależny, w dodatku tak młody, który napisał na ulotce kilkanaście zdań, należy dziś niestety do rzadkości. Niestety dla polityki, a dla mnie - na szczęście.

Chociaż czasami czuję to coś, co zwykło się w socjologii nazywać "dyskryminacją ze względu na wiek", to jestem świadomy wad wynikających ze zbyt małej liczby przeżytych wiosen. Ludzie często uważają, że człowiek bezpartyjny, ale bez doświadczenia w "wielkiej polityce" szybko da się zwerbować do jakiegoś ugrupowania (szczególnie takiego, które ma wsparcie z budżetu państwa i może sobie pozwolić na olbrzymie kolorowe reklamy). I mają rację - w większości przypadków tak jest, wystarczy spojrzeć na siedleckie listy partyjne, aby poznać kandydatów 19- i 20-letnich. Trzeba jednak zauważyć, że ich rodziny mają spore powiązania albo z kandydatami pierwszej linii, albo z działaczami partyjnymi. Natomiast ja nie mam żadnych powiązań politycznych ani ekonomicznych - i pewnie dlatego przegram.

Dobrze, że po wyborach można sprawdzić, kto ile zyskał głosów. Dla mnie każdy taki głos będzie miał olbrzymie znaczenie, gdyż wiem, że nie będzie oddany na partię, a na jedną, konkretną osobę.


***
A teraz przejdźmy do analizy szerszej, czyli wyborów na Prezydenta Miasta Siedlce. Jak widać od dłuższego czasu, mamy wojnę. Plakat na plakacie, kłótnie w Internecie, materiały propagandowe... Jakkolwiek żaden z głównych kandydatów do mnie nie przemawia (z wyjątkiem Marka Grabowca - ale to usprawiedliwione, bo jako szef listy wyborczej, która mnie gości, przegadał ze mną wiele godzin i poznałem tego człowieka na tyle, aby oddać na niego głos - ale cóż z tego, skoro nie ma funduszy na promocję), ale jako zaangażowany obserwator mogę trochę "pogdybać". Większość z nich ma naprawdę skromne środki na promocję, gdyż nie liczą na wygraną z racji sondażowych. I tak o panu Leszku Szymańskim przeciętny wyborca wie tylko tyle, co z wywiadu w Tygodniku Siedleckim. Wynika z niego, że facet jest wolnorynkowy, ale tylko w zakresie własnego regionu, czyli można stwierdzić, że jest "liberalnym merkantylistą" (co jest dobre dla lokalnych przedsiębiorców, ale nieco kłopotliwe dla miasta w przypadku wielkich inwestycji). O panu Marku Grabowcu wiem zdecydowanie więcej, bo w końcu współpracujemy przy wyborach - chce on przeniesienia więzienia z centrum Siedlec poza jego granice, przy zachowaniu miejsc pracy i rynku zbytu. Poza tym z rozmów mogę wywnioskować, że jest zwolennikiem wolnego rynku (co mnie cieszy) i nie znosi "partyjniactwa" - czyli dobrze się dobraliśmy.

Obaj nie zyskali na telewizyjnych debatach w siedleckiej telewizji. Pan Szymański udał się na pierwszą jej odsłonę - i bezczynnie przesiedział całe spotkanie, gdyż nikt nie zadał mu ani jednego pytania - nie dość, że się natrudził, to jeszcze na tym stracił. Pan Grabowiec natomiast wcale tam się nie udał, gdyż wiedział, że jeśli się nie umówi (jak kandydatki STS i PSL między sobą), albo jeśli nie zapłaci, to pytania żadnego nie otrzyma. Któż bez wsparcia finansowego poszedłby na takie komercyjne spotkanie, gdzie widzowie decydują kogo zobaczymy w następnej odsłonie za pomocą sms-ów? Ja na pewno nie - to nie jest "Taniec z Gwiazdami"...

Reszta kandydatów promuje się za grube pieniądze albo z budżetu państwa (tutaj zaznaczam partie parlamentarne), albo ze wsparcia spoza ugrupowania. Jedynym komitetem niezrzeszonym jest KWW "Likwidacja więzienia w Siedlcach" - czyli moja lista ;-) Tutaj promujemy się z własnych środków - trochę plakatów, ulotek i mnóstwo poświęconego czasu i efekt w sondażach TS jest - prześcignęliśmy SLD i PSL, zaczynamy powoli konkurować z PO... Komitet niezrzeszony to w Siedlcach wydarzenie bez precedensu, poza tym oferuje on jedno konkretne rozwiązanie. To oczywiste, że popieramy rozwój, zgodę, nowe chodniki itp. Każdy to popiera. My jednak za punkt honoru stawiamy tutaj działania na rzecz utworzenia z Siedlcach centrum z prawdziwego zdarzenia. Na dodatek ludzie mają powoli dosyć zasypywania wszystkiego reklamówkami wyborczymi, które nie noszą w sobie żadnych konkretów. Może właśnie z tych dwóch powodów spodziewamy się licznej reprezentacji w Radzie Miasta.

Zacząłem rozpisywać się o własnym komitecie, ale wróćmy do rywalizacji między kandydatami na prezydenta. Głównymi konkurentami są w Siedlcach kandydaci PiS i PO: Wojciech Kudelski i Mariusz Dobijański. To zapewne przez nich odbędzie się II tura, ale jeśli te starcie nie zmieni stanowczo swojego kierunku, prawdopodobnie sytuacja na tym urzędzie nie ulegnie zmianie. Kandydat PO wydał fortunę na kampanię negatywną - czyli atakującą głównego kontrkandydata. Wyborcy mają zagłosować dla niego dlatego, że urzędujący prezydent jest zły i trzeba to zmienić. Czegoś tutaj jednak brakuje. Mianowicie, brakuje choćby kilku zdań, dlaczego warto by było zagłosować na Dobijańskiego, a nie dlaczego nie byłoby warto zagłosować na Kudelskiego. Co prawda, kandydat PO ma w swoim haśle wyborczym ma dosyć sporo racji - Siedlce są miastem pełnym absurdów. Są również pełne hipokryzji, gdyż absurdalnym jest takie zachowanie kogoś, kto jeszcze w marcu 2010r. był najgorętszym zwolennikiem urzędującego prezydenta spoza rządzącej w Siedlcach partii. Kandydat PiSu perfekcyjnie wykorzystał przytaczając jego pochlebną wypowiedź w swoim materiale reklamowym i ludzie mają teraz Dobijańskiego za karierowicza, który odwrócił się właśnie od swojego koalicjanta. Wyszło na to, że on sam wraz z całą świtą atakują Kudelskiego (działacz PO, Jacek Kozaczyński, krytykuje nawet nowojorski program "zero tolerancji", który jest powszechnie akceptowany i został wykorzystany przez prezydenta jako koło ratunkowe po wpadce z dyskotekami), natomiast kandydat PiSu mimo wszystko wyciąga do niego rękę na zgodę, "w imię rozwoju i dobra ogółu". Mimo to, gazetka PO nadal publikuje treści agresywne (cóż, takie są prawa kampanii negatywnej) i przez brak elastyczności Dobijański ciągle traci poparcie. Zabawny w tej gazetce jest fakt umieszczania treści z bloga Mariusza Dobijańskiego w ramach jego tamtejszych "artykułów".


***
Do całego zamieszania włącza się nasz biskup. Na przykład, kiedy miałem uroczystą inaugurację roku akademickiego w Instytucie Teologicznym, odbyła się Msza Św. z udziałem biskupa właśnie. Nie mogło również zabraknąć gościa honorowego, czyli prezydenta. Biskup postanowił utworzyć wspólnotę zmniejszając dystans między nim, a słuchającymi (których było mniej niż 50 - IT jest dość małą uczelnią). Z tej okazji nie omieszkał uczynić drobnego, przyjacielskiego upomnienia prezydentowi, że nie uczęszcza na neokatechumenat. Kiedy wychodziliśmy już z kościoła, miałem okazję spotkać się w przejściu z Wojciechem Kudelskim i zamienić parę słów. Życzyłem mu powodzenia w nadchodzących wyborach. Podziękował i już by poszedł dalej, gdyby nie to, że poinformowałem go, że życzę mu tego jako konkurent. Ożywił się i dopytał, z jakiej listy. Na moją odpowiedź, że jestem z "Likwidacji więzienia w Siedlcach" ożywił się jeszcze bardziej i niemal wykrzyknął "to przecież mój pomysł!". Zdumiałem się trochę, ale nie tracąc trzeźwości umysłu z niekrytą radością rzuciłem szybko "no, to dobrze - czyli widzę, że będzie nas pan popierał!". "Naturalnie!" - usłyszałem w odpowiedzi. Tak się dzisiaj załatwia poparcie! :-)

Wracając do biskupa, to jest on postacią, która dostarcza wiele uśmiechu, szczególnie przy okazji uroczystości. Jedną z takich wielkich uroczystości było postawienie przy ul. Chrobrego pomnika... rurze ściekowej (nota bene dofinansowanej przez Unię Europejską). Kamień poświęcony, politycy mają zdjęcia, ale ludzi jakoś nie było...

Co innego przy Święcie Niepodległości, gdzie prezydent miał problem z odsłonięciem olbrzymiego Pomnika Wolności. Na pomoc pospieszył biskup - chwycił linę za pomnikiem i z łatwością ściągnął białą płachtę. Jest to dla nas, siedlczan, wielki symbol - ukazuje on, kto tak naprawdę "pociąga za sznurki" w naszym mieście.

Oprócz takich dużych imprez, odbywały się i te mniejsze. Każdy słyszał o koncercie "Verdi - Requiem", gdzie jak zwykle promował się dyrygent CHMS Mariusz Orzełowski, oczywiście przy udziale biskupa i prezydenta. Był on również obecny przy poświęceniu "Krzyża Smoleńskiego" na cmentarzu centralnym, gdzie wygłosił, jak sam określił, "jedno zdanie" (trwające 8 minut) i składał kwiaty (dopóki nie zrobiono mu dwóch zdjęć). Nadmienię, że usprawiedliwił nieobecnego prezydenta jego uczestnictwem w uroczystościach jubileuszowych (które organizował biskup). Nie wspomniał jednak o tym, że startuje do Rady Miasta Siedlce, z tej samej listy co człowiek, który w gimnazjum zbił mi okulary i wykręcił się od ich odkupienia.


A poza tym uważam, że więzienie w Siedlcach powinno być przeniesione.

6 komentarzy:

  1. niestety nie da rady - "więzień" został wpisany na listę zabytków - łącznie z murami - pozostanie w S. na wieki wieków... a wyobrażasz sobie jakby było fajnie jakby rozwalic te mury i ile by było przestrzeni publicznej? - do tego opchnąć o Strusowi, żeby "przerzucił" górą nad piłsudskiego taki fajny łącznik między tym co zbuduje na "stadionie" a "byłym" "więźniem" ;)
    git.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do opychania kolejnego cennego terenu Strusowi to byłbym sceptyczny, tym bardziej, że teren tzw. "stadionu" został mu sprzedany praktycznie za bezcen (co to jest 35 mln za pokaźną działkę w samym centrum 80-tysięcznego miasta).

    To, że więzienie jest zabytkiem, to akurat atut dla jego przeniesienia. Z zewnątrz może nie wygląda najgorzej, ale wewnątrz ten zabytek ulega ciągłemu niszczeniu. Dopóki UE daje pieniądze na projekty kulturalne, trzeba je brać i wykorzystać je in plus - tak, aby było to centrum z prawdziwego zdarzenia. W Poznaniu zabytek przerobiono na Stary Browar - i proszę, jakie mamy tam piękne centrum.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm, przykro mi bardzo, ale tym wpisem (a zwłaszcza komentarzem o cenie terenu po stadionie) pokazałeś, że w zasadzie nie masz żadnego pojęcia o tym o czym piszesz. Po pierwsze, 35 milionów to bardzo dobra cena za ten teren, dlaczego właśnie Strus? Bo wszyscy inni uznali, że cena jest za wysoka i nie przystąpili nawet do przetargu. Pomysł przeniesienia więzienia jest kompletnie irracjonalny i choćby z tego powodu dyskwalifikuje Was jako potencjalną siłę polityczną. Dyskwalifikuje Was, bo to czysta błazenada. Nawet, jeśli jakimkolwiek sposobem, udałoby Wam się zdobyć mandat to będzie to kariera na miarę Polskiej Partii Przyjaciół Piwa swego czasu. Idźmy dalej, przynależność partyjna nie jest w żadnym wypadku wadą, a bezpartyjność zaletą. Nie wiem skąd Ci się rodzą takie przeświadczenia. Z Twojego wpisu wynika również, jakoby partie dawały pieniądzie na kampanię swoim kandydatom. Muszę Cię poinformować, że to kompletne kłamstwo. Każdy kandydat, wszystkie swoje pieniądze musi wyłożyć z włąsnej kieszeni. Jedyne co robią partie, to wyznaczają maksymalny limit, który kandydat może wydać, ale podkreślam, z własnej kieszeni! Limit, pomniejszony o kwotę przeznaczoną na kampanię ogólnopolską, z której w mieście takim jak Siedlce, nie ma praktycznie żadnego pożytku. Skąd wziąłeś cenę reklamy na Pl. Sikorskiego? Nie mam pojęcia, nie jest to jednak żadne 25 tys. Konstrukcja Altradu to 5 tys., samo miejsce nie kosztowało nic, do tego dochodzi tylko cena reklamy i uwierz, to znacznie mniej niż wymieniłeś. 25 tys, to nie wynosi nawet limit na kampanie dla kandydata na prezydenta, a zarzucanie łamania prawa, to już poważna sprawa. Nie oczerniaj też młodych kandydatów, którzy startują z list partyjnych (patrz. PO)tym, że mają jakieś powiązania rodzinne, czy są po prostu wciągani na siłę na listę. Tak się dzieje tylko w PiSie. Tam zresztą większość startuje tylko po to, żeby zrobić wynik, a póżniej rzucić mandat - vide pan chórzysta, czy pan tancerz.
    Pozdrawiam i życzę bardziej wiarygodnych wpisów:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Skoro nie było możliwości konkurencji w przetargu, to jaki jest jego sens? Wiedząc, że można wyciągnąć naprawdę sporą sumę można było podwyższyć cenę. Jeśli inni kupcy nie mogli sobie pozwolić na taki wydatek, należało zastanowić się nad wynajmem tego terenu, a nie całkowitym zrzeknięciem się. Stałe koszty są bardzo pomocne przy redukowaniu deficytu.

    Akurat do PO nie mogę się przyczepić w kwestii "zajączków" naganiających głosy - tutaj piję szczególnie do tancerza. Do chórzysty również można się przyczepić, ale on już był radnym, teraz jest jedynką w swoim okręgu i widać, że trochę w tym "siedzi" i nie jest na siłę wciągnięty. Promując się na wydarzeniach kulturalnych (i nie tylko - vide poświęcenie Krzyża Smoleńskiego) zyskuje bardzo wiele.

    Przynależność do partii politycznej to dobrowolne zrzeknięcie się części autonomii. Czasami takie osoby muszą mówić co innego, niż myślą i w ten sposób obiektywne zyski przestają być osiągalne. A jak nie, to nie otrzymają finansowania (albo zwrotu kosztów kampanii, skoro sami to finansują)...

    W kwestii właśnie tego finansowania kampanii kandydatów z pieniędzy partyjnych, nie zmienię swojego negatywnego nastawienia dopóki nie zostaną ujawnione sprawy finansowania partii parlamentarnych z budżetu państwa.

    Natomiast co do ceny reklam na Pl. Sikorskiego - tutaj mogę jak najbardziej się mylić. Bazuję na opowieściach innych kandydatów na radnych (wskazówka: z PiSu; był to rodzaj chwalenia się, że tyle poświęcono środków) - a sam nie jestem alfą i omegą.

    Naturalnie, nie zakładam z góry, że człowiek będący w partii jest gorszy. Może być tak, że bezpartyjny ma małe kompetencje lub niecne zamiary, a partyjny może mieć szeroką wiedzę i szczytne cele. Jednak w samorządzie trzeba reprezentować i dbać o mieszkańców, a nie o własną partię i jej wizerunek.

    OdpowiedzUsuń
  5. a ja bym więzienie zburzył i postawił coś aluminiowo-szklanego. albo piramidę! a co. poważnie mówię - tak czy owak mój głos dziś dostałeś. więzienie wynocha z centrum!!!
    git.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję! Dziękuję za Twój głos!!! :-)

    OdpowiedzUsuń

W komentarzach na moim blogu panuje wolność słowa. Nie moderuję ich, chyba, że zawierają spam. Każdy może napisać szczerze to, co myśli.
Proszę przy tym o poszanowanie netykiety.