7 stycznia 2011

A nie mówiłem?

Na wstępie chciałbym gorąco zaprosić wszystkich Siedlczan 13 stycznia w godzinach 8:30-13:00 do sali Senatu UPH w Pałacu Ogińskich na wykład otwarty zorganizowany przez Studenckie Koło Naukowe Politologów Instytutu Nauk Społecznych Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach (wymawiane na jednym oddechu) o temacie "Magia i przekleństwa wizerunku", który poprowadzi człowiek o wielkich sukcesach, ojciec metamorfozy i sukcesu m.in. Andrzeja Leppera, specjalista do spraw marketingu politycznego, pan Piotr Tymochowicz. A teraz pozwolę sobie przejść do tematu:




Ten wpis miał pojawić się 30 grudnia 2010r. Niestety, na Urzędzie Miasta chyba "zasypało antenkę", a 3 stycznia pojawił się wpis specjalny - stąd te opóźnienie. Jednak sytuacja, gdzie strach iść chodnikiem, jak najbardziej upoważnia mnie do publikowania wpisu, w którym może być kilka dość starych i oklepanych spostrzeżeń.


"A nie mówiłem?" - tylko to byłem w stanie powiedzieć po wczorajszym [29 grudnia] wydaniu Wiadomości, gdzie w iście dramatycznym tonie poinformowano nas o tym, że Rząd odrzucił projekt "ustawy o repatriantach". Przyczyny to oczywiście rozpaczliwie poszukiwane oszczędności na nowych urzędasów i spłaty odsetek (oni to w ogóle spłacają czy zaciągają kolejne kredyty na spłaty kredytów?)... oficjalnie jednak "przyczepiono się" dokładnie tego samego, czego czepiałem się niedawno tutaj - KLIK. Czyżby ktoś brał sobie do serca mojego bloga (ew. wpisy na FB)? ;)


"A nie mówiłem?" - to samo mogę powiedzieć również dzisiaj [30 grudnia], kiedy ujrzałem ulice i chodniki moich kochanych Siedlec. Kiedy ok. miesiąc temu nadeszła pierwsza fala śnieżyc, już wtedy wiedziałem, że żadna nauczka nie przemówi do serc ani rozumów rządzących. Dodatkowo, niektórzy kierowcy też się potrafią popisać. Pod mostem garwolińskim jedna kobieta nie mogła podjechać pod górkę, druga w groteskowy sposób próbowała ją, oczywiście wraz z samochodem, pod tę górę popchnąć. W tym samym momencie na skrzyżowaniu Armii Krajowej i 3 Maja komuś bardzo się spieszyło i wjechał na skrzyżowanie zanim zwolniło się miejsce, dzięki czemu zablokował ruch na Armii Krajowej - tym bardziej efektywnie, że facet skręcał... Jadąc od ul. Garwolińskiej przez 3 Maja dane mi było podziwiać korek samochodów kierujących się w przeciwnym kierunku - i tak aż do kościoła Św. Ducha. Dodatkowo, oprócz wspomnianej Armii Krajowej, zatamowana była ul. Kilińskiego wraz z częścią ronda wokół kościoła garnizonowego. Nawet nie chcę szacować, jakie to były straty... na pewno większe niż oszczędności miasta na zaniechaniu odlodzenia choćby kawałka drogi pod wspomnianym mostem. A to wszystko przez dwie osoby (lub więcej, biorąc pod uwagę bierność ludzi stojących za panią siłującą się z samochodem). Czy aby tylko przez nie? To pytanie pozostawiam Siedlczanom.

Pozorny śnieżek wpływa na wiele sytuacji, ale nawet te prozaiczne bywają dokuczliwe. Po 15-minutowym oczekiwaniu na pojazd promowany przez władze, dałem sobie spokój i wybrałem podróż pieszo. Kiedy byłem już jakieś 200 metrów od przystanku, zakrywając się od mroźnego wiatru, słyszę... patrzę... autobus. "K*** twoja mać!". Fakt, mój błąd, bo kiedy miesiąc wcześniej mijałem pieszo zrezygnowanych ludzi czekających na kolejnych przystankach "kątem ucha" słyszałem stwierdzenia w stylu "jak za 15 minut nie przyjedzie, to wracamy do domu". Powinienem założyć sobie czekanie nie kwadransa, a całej połówki godziny i tym samym od razu wyruszyć nie łudząc się na wygodną podróż. Ale cóż, przecież się nie wrócę, nie będę marznął kolejny (jeśli wierzyć rozkładowi) kwadrans. Ze łzami w oczach (spowodowanych mrozem i wiatrem - żeby nie było!) radośnie poturlałem się przez zaspy wprost do domu. A miałem już nadzieję, że sprostam zachętom władz, aby korzystać z komunikacji miejskiej... W końcu bardzo się starają (podwyżki cen biletów [studenckie o 15 groszy droższe], stawianie parkomatów "jak w Warszawie" - szkoda, że nie przed gmachem urzędu).


***
Z łezką w oku wspominam zimę 2008/2009 w Genewie, gdzie na ulicy widywałem głównie samochody luksusowe lub chociaż z gatunku droższych na zmianę ze sportowymi, skutery lub karetki i takie śmieszne, malutkie wozy (wózki?) strażackie. I autobusy. I nic więcej, najwyżej kilka rowerów. Linie były rozplanowane genialnie, jednak dużym problemem było... przepełnienie w autobusach bez względu na porę. Jakże luźno jest w tych naszych, siedleckich. W Szwajcarii kierowcy aktywnie działają na rzecz płynności ruchu (można to śmiało nazwać płynnością kapitału ludzkiego!), np. informując "centralę" o przepełnionych przystankach. "Centrala" wysyła wtedy pusty autobus, który nie zatrzymuje się na przystankach dopóki nie dojedzie do tego jednego nadmiernie zatłoczonego i nie zabierze zaczynających się irytować ludzi. Sam tego doświadczyłem i uważam to za wspaniałe rozwiązanie - owszem, jest pewien rozkład jazdy, ale jest również płynne dostosowywanie się do sytuacji, jest pewien zapas. I są namacalne korzyści. Chyba nie muszę dodawać, że w naszym mieście, jak i w całej Polsce, przydałaby się chociaż namiastka tego systemu.

Pewnie ktoś sobie pomyśli "Siedlce to nie Genewa!". Mam nadzieję, że pomyślał również, że Siedlce to nie Warszawa i uważa, że zrealizowanie pomysłu z parkomatami odniesie wątpliwą skuteczność. Ludzie będą krążyć, jeszcze dłużej niż teraz, po mieście w poszukiwaniu bezpłatnych miejsc i efekt będzie odwrotny do zamierzonego - a może tylko ja jestem takim sknerą? Ale ja nie mam samochodu... chodzę za to po chodnikach i nie uśmiecha mi się wymijać parkujące legalnie, ale uciążliwie, samochody, których właścicieli nie stać na zapłatę za "dobre" miejsce. A może wszystkie miejsca będą obłożone podatkiem od postoju? Ech, skończę już o tym, bo tylko się nakręcam, a i tak nic z tego (przynajmniej na razie) nie będzie ;-)

Mam pomysł - wypowiedzmy wojnę Szwajcarii i od razu poddajmy się jej aneksji. Uwolnimy się od chorego prawa podatkowego i Unii Europejskiej, a być może wybudują nam na dodatek kilka setek schronów atomowych, autostrad, usprawnią życie społeczno-gospodarcze itp. itd. Chcę żyć i pracować dla swojego narodu, więc o stałym wyjeździe do Szwajcarii, kraju prawdziwie wolnego, nie ma na razie mowy (mimo, że władze pośrednio bardzo mnie do tego nakłaniają).


***
Wymówką chyba wszystkich władz miejskich, które poległy w starciu ze śniegiem, była wypowiedź, że nie opłaca się odśnieżać kiedy jeszcze pada śnieg - co jest kłamstwem i bzdurą, bo nawet jak napada znowu, to będzie to mniej dokładnie o tyle, o ile wcześniej odśnieżono. Ale tym razem nawet taka wymówka tutaj nie pomoże. Padało tylko w nocy. I jak tu nie dojść do wniosku, że nie opłaca się płacić miastu na to, żeby dopiero ono dobierało jakieś firmy do odśnieżania, które nic a nic się nie starają, bo i tak wiedzą, że sporo zarobią? Czy nie lepiej utworzyć grupę na zasadzie oddolnej inicjatywy społecznej, która wykazałaby mierność takiego "centralnego planowania", a przy okazji odśnieżyłaby chodniki i stworzyła realną konkurencję wobec firm odśnieżających, aby te, chcąc być wybranym, (żeby zarobić) obniżyły ceny i podniosły jakość swoich usług? Przecież "nie opłaca się" finansować miasta, "skoro ciągle pada" - pod śniegiem.

Oczywiście, żaden zdesperowany mieszkaniec sam z siebie nie weźmie łopaty i nie odśnieży całego miasta (są tylko tacy, co sami z siebie odśnieżają spore części osiedli...). Nie dziwię im się. Ale wystarczy, żeby powstała kolejna "firma", która efektywnie mogłaby na siebie zarabiać, ale zarobek pochodziłby nie od miasta, a od spółdzielni mieszkaniowych, a nawet prywatnych osób. Może dopiero taki krok przekonałby ludzi, że nie opłaca się finansować nieefektywnych akcji (w Białymstoku śniegu po kolana, mimo, że wydano tam już 1 milion złotych na "odśnieżanie" [przypominam, że wpis był napisany ponad tydzień temu]).


Co do finansowania działalności miasta przez mieszkańców, muszę się tutaj pochwalić czymś zupełnie z innej beczki. Mianowicie, oto krótka wymiana zdań na portalu Facebook, dotykająca pośrednio tego właśnie zagadnienia (patrząc na nazwę polemizującego ze mną konta, oraz bardzo mi znajome użycie słów "życzliwość ludzka" mogę domniemywać, że rozmawiałem z samym MO!):



Powiększ obrazek
Źródło: http://www.facebook.com/photo.php?fbid=151965671522219&set=a.104466702938783.2075.100001263606369


Oczywiście, nie mam nic przeciwko takim wydarzeniom kulturalnym i wręcz popieram je. Jednak nazywanie ich "bezpłatnymi" jest zwyczajną bujdą na resorach. "Bezpłatny" to też pojęcie względne. Jeśli nie płacę tutaj podatków (a np. we wspomnianej i uwielbianej Szwajcarii) i przybędę, to nie zapłacę ja, tylko - za mnie - ktoś inny.

I to by było tyle na dziś, bo sesja za pasem, prace trzeba pisać... przypominam o spotkaniu 13 stycznia (czwartek) w sali Senatu UPH :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

W komentarzach na moim blogu panuje wolność słowa. Nie moderuję ich, chyba, że zawierają spam. Każdy może napisać szczerze to, co myśli.
Proszę przy tym o poszanowanie netykiety.