15 kwietnia 2011

Pismak sabotażysta

Ostatni wpis wywołał skrajne emocje. Poniekąd słusznie, bo raz, że oczywiście nie mam wiedzy medycznej, tylko opisałem jak było (ale skoro tak było, to wiedzy tej nie mieli raczej ci, o których opowiadałem). Moim dużym błędem był język poniekąd generalizujący, powinienem podkreślić, że przecież nie każdy lekarz taki jest - tylko pojedyncze przypadki, które jednak szkodzą wizerunkowi całej służby zdrowia (hmm, a mimo tego, że ewidentnie szkodzą temu środowisko, te same środowisko ich broniło!). Rozumiem więc wszelkie komentarze, że było to subiektywne i emocjonalne - bo takie właśnie było, co tu się dziwić, przecież to dotknęło moich najbliższych (to jeszcze gorzej, niżby miało dotknąć mnie samego).

Nie rozumiem jednak komentarzy, z których czuć jad nawet przez fale radiowe, które zapewniają mi dostęp do Internetu. Stwierdzenia, że na pewno jest to stek bzdur (bo tak) były poniżej wszelkiego poziomu krytyki. Na szczęście nie zabrakło też komentarzy wyważonych, nie zakładających wszystkiego z góry i nie demonizujących mnie samego (używane argumentum ad personam często przekraczało moje najśmielsze i najbardziej wybujałe wyobrażenia). Dużo wartościowych, coś wnoszących komentarzy pojawiło się tutaj: KLIK

Przy okazji, stałem się PiSiorem, kaczystą, podnóżkiem Ziobry, który ma interes w tym, że "gada na lekarzy". Jasne, że mam interes - w pisaniu o błędach i dyskutowaniu o nich, po pierwsze, aby dowiedzieć się o nich więcej (w końcu bardzo mnie to interesuje, przy okazji komentarze krytykujące mnie, tak naprawdę jeszcze bardziej skrytykowały danych lekarzy). Dowiedziałem się też, że skoro wychodzę z domu tylko po to, żeby zagłosować na Jarosława (a jak!) PiS (nota bene, socjaliści) chce prywatyzacji szpitali - ha! Czego to się można w Internecie dowiedzieć :) Po prostu zauważyłem, że jak ktoś nie zgadza się ze zdaniem ogólnie pojętej, ekhm, większości, od razu staje się kaczystowskim oszołomem, którego trzeba zgnoić i wyśmiać (jego samego, nie jego pogląd na daną sprawę!).

Dlaczego piszę teraz o tym wszystkim? Jest to po prostu pewnego rodzaju sprostowanie. Mam nadzieję, że w przyszłości będzie mi się udawało pisać tak, abym nie musiał potem tego prostować ;) To w dużej mierze zależy również od poważnego potraktowania tekstu przez Czytelnika.


Nie chcę dolewać oliwy do ognia, ale chciałbym opisać jeszcze jedną sytuację związaną z poziomem badań przeprowadzanych przez niektórych lekarzy. Pewna osoba w pewnym szpitalu (bo jak powiem, że np. moja siostra w Szpitalu Wojewódzkim w Siedlcach - to będzie, że zmyślam i obrażam konkretny szpital) musiała zbadać podejrzane zgrubienie na nadgarstku. Ach, oczywiście nie wiem, co to za zgrubienie, ja tylko relacjonuję. Byłem na miejscu, pora dość późna i jako dzieciak spędziłem cały czas na poczekalni. Pytałem jednak mamy, co się dzieje - uprzedzam więc przed możliwym efektem "głuchego telefonu" i tłumaczeniu dziecku w słowach dość kolokwialnych. Pokrótce: sprawa wzbudziła zaciekawienie, szybko zrobiono prześwietlenie, z którego wywnioskowano, że siostra ma za dużo chrząstek. Następnie ktoś bardziej ogarnięty zauważył, że dzieci mają przecież więcej chrząstek, które po osiągnięciu (chyba) 7 lat po prostu odpowiednio zrastają się. Dyżur doszedł do wniosku, że trzeba by to było jakoś zoperować. Dano czas do namysłu, w międzyczasie moja mama (jak to kobieta) usłyszała plotki (być może prawdziwe - nie wiem), iż pewnemu chłopcu operowano palec pod narkozą i niestety z narkozy się już nie wybudził. Obawy były wielkie, toteż wzrosły poszukiwania alternatywnego rozwiązania sprawy. W dość znanej, poleconej klinice (nie powiem, że prywatnej, bo będzie, że propaganda) zdarzyło się coś, co stało się później przedmiotem jeszcze większych plotek: otóż nie cały sztab, ale jedna osoba dość szybko zorientowała się, że jakieś "torebki" zlepiły się wewnątrz nadgarstka. Mocno nacisnęła na nie, one pękły/rozeszły się - i po problemie. Komentarz do sprawy był taki, że taka przypadłość często zdarza się

Naprawdę, nie musicie mi wierzyć, nie zależy mi na tym, stąd tekstu nigdy nie redaguję, nie mam interesu w gadaniu na szpitale. Jedyną rzeczą, która skłoniła mnie do opisania tych wydarzeń, jest chęć jakiejś zmiany na lepsze, co niewątpliwie leży w naszym wspólnym interesie. Nie wiem, czy skuteczna będzie prywatyzacja, czy jakieś inne zabiegi - wiem tylko, że coś z tym trzeba zacząć robić. Oczywiście, nie tylko z tym, ale o innych rzeczach już pisałem albo jeszcze napiszę na tym blogu. Byłem już swego czasu na "głównej" Onetu i na głównej Wykopu - niepokojące, ale pociesza tendencja wyraźnie wzrostowa jeśli chodzi o poziom serwisów.


* * *
A teraz zasłużone ciekawostki:


"W amerykańskiej marynarce wojennej księgi tajnych szyfrów mają w oprawie płytki ołowiane, gwarantujące zatopienie w wypadku znalezienia się w morzu"

"Ogień można rozpalić przy użyciu lodu.  Trzeba tylko nadać kawałkowi czystego lodu kształt soczewki wypukłej i zogniskować przy jej pomocy promienie słoneczne. Pomysł ten, podany przez Julesa Verne'a, zastosował m.in. komandor R.F. Scott podczas kierowanej przez niego w latach 1910-1912 wyprawy na Biegun Południowy."

2 komentarze:

  1. Tym dziadostwem na nadgarstku mógł być tak zwany ganglon ;-) Jak naciśniesz, to pęknie i jest na jakiś czas spokój. Ale ponoć lubi się odnawiać i leczenie operacyjne jest jak najbardziej uzasadnione. Tak więc kuracja, zaproponowana przez ekipę w pierwszym ośrodku zdrowia, mogła być adekwatna do przypadłości. Naturalnie to mogło być coś innego. Nie w tym rzecz. To tylko przykład. Chodzi mi raczej o to, ze medycyna to nie jest nauka ścisła, jak fizyka czy matematyka, a ze wszech miar sztuka. Sposoby działania mogą być różne a i błędy lekarskie mogą się zdarzać. Nie zawsze można bez żadnych wątpliwości powiedzieć, że tu się "kończy" błąd a zaczyna zwykła fuszerka, partactwo, wynikające z niewiedzy. ;-) Inną sprawą jest grzech zaniechania, zlekceważenia czy też zwykłego olania pacjenta.
    No, może ten post mi wejdzie, bo ostatni, napisany pod twoim poprzednim tekstem, amba wcięła ;-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Na szczęście to już się nie odnawia. Z drugiej strony siostra nie gra już na pianinie - może to jest powodem.

    Odnośnie sztuki lekarskiej, to mam dość poważny dylemat, bo z jednej strony jest Kartezjusz, który uważa organizm ludzki za pewien rodzaj maszyny, mechanizmu... a z drugiej, to i ze ślusarza czy zegarmistrza może wyrosnąć wspaniały artysta, a i sami lekarze (już nie mówię o przereklamowanym Dr-ze House'ie) muszą być twórczy tak samo jak ewoluują wszelkie choroby i przypadki nie ujęte w podręcznikach.

    A pod ostatnim tekstem to chyba wielu osobom coś wcięło ;) Nie chciałem być złośliwy, więc niech to pozostanie żartobliwym niedomówieniem.

    OdpowiedzUsuń

W komentarzach na moim blogu panuje wolność słowa. Nie moderuję ich, chyba, że zawierają spam. Każdy może napisać szczerze to, co myśli.
Proszę przy tym o poszanowanie netykiety.