26 października 2010

Bóbr, mrówka i człowiek.

Wczoraj urodziły się w Chinach pandy, które zostały rozmnożone metodą in vitro (tak, piszę to w kontekście mojego ostatniego wpisu - szkoda, że nie było komentarzy). Nie było innego wyjścia i bardzo dobrze, że wykorzystano tę metodę, aby podtrzymać gatunek. Wybrano mniejsze zło w imię większego dobra. Na dodatek to zwierzęta i niejako my mamy nad nimi władzę. Dlatego, że mamy tę władzę, dbamy o ich przetrwanie jako części ekosystemu, którego sami jesteśmy częścią, i który utrzymuje nas przy życiu. Kto nie słyszał o twierdzeniu, że gdyby wyginęły pszczoły, ludzkość mogłaby się utrzymać najwyżej jeszcze przez 10 lat?

Coraz częściej ludzie zadają sobie pytanie, albo po prostu stwierdzają, że człowiek to też zwierzę. Trochę to dla nas krzywdzące, ale i tak przytakujemy i przyjmujemy to jako prawdę. Patrzymy na siebie i nasze podobieństwa do zwierząt, których to podobieństw jest naprawdę bardzo wiele. Ale niestety nie chcemy dostrzec różnic, które tutaj występują. To właśnie te różnice ustanawiają naszą godność jako godność człowieka. Wielu mówi, że krytycy twierdzenia, że człowiek to zwierzątko, tak naprawdę są tym sfrustrowani i czują się obrażeni kiedy są przyrównywani do zwierząt i równani w dół ("równość" jako ścinanie wszelkich wybijających się ponad przeciętną cech - podobno polskie społeczeństwo ma skłonności do ściągania wybitnych jednostek za nogi z powrotem do tłumu). Fakt, to może być w pewien sposób obraźliwe, jeśli się z tym nie godzimy i tego nie przyjmiemy. Ale ja mówię: nie obrażajmy zwierząt! Nie od dziś wiadomo, że największym wrogiem dla przyrody i samego człowieka jest on sam. Ludzie często zachowują się gorzej niż zwierzęta - dlaczego więc mamy ich ze sobą zrównywać i obrażać w ten sposób zwierzęta (i - pod innymi względami - ludzi)?


Niejaki św. Franciszek z Asyżu nazywał zwierzęta "braćmi mniejszymi". Wskazuje więc na to, że są to istoty tak samo stworzone przez Boga (naturalnie, wyewoluowały, ale samo powstanie życia i pokierowanie rozwojem - zakładam, że dzięki Bogu), jak i my, tylko, że to są istoty słabsze, "mniejsze". Jesteśmy równi, ale różni. Tak jak i każdy człowiek z osobna w obrębie naszego gatunku.


Chciałbym przywołać tutaj dość długi manifest autorstwa Janusza Korwin-Mikkego, dotyczący politycznego wpływu na traktowanie ludzi jak zwierzęta ("zwierzę też człowiek" się mówi - ale człowiek to nie zwierzę). Dotyczy to szczególnie traktowania mas obywateli przez rządzące elity i jak bardzo pomaga tym elitom zrównanie człowieka i zwierzęcia w swobodnym kierowaniu ludzi. Długie, ale naprawdę warto przeczytać. Zresztą, wciąga:





"Hodowla Bydła - czyli:
                                                     MANIFEST NORMALNOŚCI

   Dziwię się wam, ludzie....
      ...właśnie: czy jeszcze "ludzie"? Czy jeszcze na świecie rządzi Homo Sapiens - czy już tylko Homo Sovieticus, albo jego następca, Homo Europæus?
   Od ponad stu lat "postępowcy" wmawiali w ludzi, że są tylko bydlętami, że właściwie niczym nie różnią się od zwierząt - a w jakiejś gazecie, bodaj "Wyborczej", przeczytałem tryumfalny artykuł, że "człowiek tylko czterema genami różni się od stonogi". I ta propaganda odniosła skutek: ludzie sami uważają się za bydło - i pozwalają traktować się jak bydło.
   Być może różnica między człowiekiem, a zwierzęciem jest tylko kulturowa - ale jest. Fizycznie możemy się nie różnić, ale mamy duszę - czy jak kto chce nazywać tę cudowną cechę człowieka. Być może różnica jest mała - ale cała nasza kultura dążyła, by ją powiększać. Dzisiejsza anty-kultura stara się ją zminimalizować.
   Różnica kulturalna między człowiekiem, a bydlątkiem, jest taka, że decyzje człowieka szanujemy. Decyzji bydlęcia nie. Bydlę trzymamy na postronku, bo może zrobić sobie krzywdę albo wejść w szkodę. Dorosły mężczyzna zaś ma prawo zrobić sobie krzywdę - a jeśli wyrządzi szkodę, to ma za nią zapłacić.
   I to jest ta podstawowa różnica.
   Jak dzisiaj jesteśmy traktowani przez rządy: jak ludzie - czy jak bydło? Jeśli ktoś każe mi zapiąć się pasem w moim własnym samochodzie - to traktuje mnie dokładnie tak, jak chłop traktuje krowę...
      ...to znaczy: traktował. Przepisy Unii Europejskiej, zdaje się, zakazują trzymania krowy na postronku; to ja w samochodzie muszę być przypięty. Na razie zapinam się sam, ale już niedługo będą automaty nasuwające na mnie pasy - i samochód bez ich zapięcia nie ruszy.
   Krzywdy sobie zrobić nie możemy - ale za szkodę też nie płacimy: jesteśmy przecież (pod przymusem) ubezpieczeni.
   Doi się z nas pieniądze - i za te pieniądze utrzymuje się całe stado - oraz szefostwo tej "Animal Farm". Jak już wiemy Szefowie usiłują zedrzeć z nas 83% zarobionych pieniędzy – i to ONI chcą wydawać je za nas.
   Co zrobiłby Normalny Człowiek, gdyby ktoś przyszedł doń i powiedział: "Człowieku: ile zarabiasz? 3000? Świetnie! Daj mi z tego 2400, ja potrącę na siebie 600, a pozostałe 1800 wydam za ciebie - tak, że będziesz bardziej zadowolony, niż gdybyś sam wydał na siebie te 3000!" Co by zrobił Normalny Człowiek? Kopa w sempiternę - za drzwi!
    Homo Europæus porykuje z radości, że ktoś chce się nim opiekować, i głosuje na takich, którzy wezmą mu jeszcze więcej pieniędzy - za obietnicę, że siano w żłobie będzie świeższe, niż do tej pory! Ma tylko jedną prośbę: by dawać mniej owsa koniom, a trochę więcej siana im, krowom.
   A konie rżą na odwrotną melodię.
   Rzygać mi się chce, gdy czytam, że "Rodzice hiszpańscy wyrazili radość, że rząd zajmie się problemem otyłości ich dzieci". Moja suka wykazuje więcej rozsądku: to ona karmi swoje szczeniaki i - mimo ufności - z pewną podejrzliwością patrzy, gdy im coś podtykam. A bydlę? Krowa zapewne się cieszy, gdy ktoś zajmuje się jej cielakiem...
   Zgroza mnie bierze - bo na resztki normalnych rodziców spadają kolejne ciosy. Ostatnio "polski" "Rząd" szykuje ustawę karzącą grzywną - 5000 zł - rodziców, którzy nie zaszczepią swoich dzieci!! Tyle się pisze, że niektóre szczepienia mogą być szkodliwe - i nic! Nadal "rząd" wie lepiej, jak opiekować się moim dzieckiem. W interesie firm farmaceutycznych przerabia się ludzi na bydlęta. Ale gdyby nie było to w interesie firm farmaceutycznych - byłoby tak samo źle, tylko jeszcze głupiej.
   Dzieci odbiera się rodzicom pod byle pretekstem – by w reżymowych szkołach chować je na janczarów, na „Pawlików Morozowów” - jak te szczeniaki odbierane psom na „Farmie Zwierzęcej”. A niedawno przeszła ustawa karząca rodziców za danie dziecku klapsa!
   Bydło nie myśli. Bydłu serwuje się hasełka typu: "Wszystkie dzieci są nasze". Żadne z bydląt przecież nie pomyśli, że to oznacza; "Moje dziecko nie jest już moje; jest nasze". Co w praktyce oznacza, że to p.Minister je szczepi, je wychowuje... Cóż: szczeniak będzie moim psem, będzie mi służył - więc jest normalne, że to ja (a nie jego rodzice: pies i suka), decydują o tresurze. Ale żeby tak samo z człowiekiem?
   Przecież gdy w 1901 roku rząd pruski postanowił zmienić tylko język, w jakim wykładany był jeden przedmiot (religia) nie zmieniając jego treści - we Wrześni wybuchnął strajk szkolny. Dziś kolejni ministrowie zmieniają treści programów, wedle swej woli wymieniają przedmioty - a rodzice to pokornie akceptują, liżąc dobrych panów po rękach - że tak dbają o ich dzieci.
   Tak robi moja suka. Ale człowiek?
   Dwa lata temu w USA, w Utah, dziecko było poddane chemioterapii. Po kilku miesiącach tej nieprzyjemnej kuracji, część lekarzy twierdziła, że już wystarczy - a część, że trzeba ją jeszcze kontynuować. Na nieszczęście wśród tych ostatnich był lekarz prowadzący (który miał przecież interes w kontynuacji - bo brał za to spore pieniądze...). Rodzice mimo to zabrali dziecko ze szpitala. Efekt: ścigała ich policja - i oskarżono ich o kidnapping!!!
   Cóż: dawniej "kidnappingiem" było zabranie dziecka rodzicom. Teraz dzieci są "nasze", czyli państwowe; i rodzice bezczelnie ukradli państwowe dziecko, cudzą własność!
   Co zrobi farmer, gdy byk z krową wyprowadzą, łamiąc ogrodzenie, swoje cielę z zagrody, gdzie on je umieścił? Przyleje obojgu bydlakom - a cielę umieści tam, gdzie on chce.
   To właśnie robią z nami ONI.
   Jeśli już jesteśmy przy zwierzętach: ONI mają jeszcze inne piękne hasełko: "Zwierzęta należy traktować tak samo, jak ludzi". Piękne hasło - dopóki się nie dojrzy, że jest ono równoważne hasłu: "Ludzi należy traktować tak samo jak zwierzęta". Dziś jest "wola polityczna" by staruszkom aplikować euthanazję; przecież dokładnie to samo robi się z innymi bydlętami - czy-ż nie?
   Ludzie: czy jeszcze jesteście ludźmi - czy tylko bydlętami?
   Oczywiście: zawsze większość ludzi chciała, by się nimi opiekować - byle dobrze. Szli więc dobrowolnie pod opiekę feudałów, wisieli u klamki pańskiej - i byli zadowoleni. Jednak dopiero d***kracja spowodowała, z ta Większość narzuciła swe obyczaje reszcie. "Ja lubię, jak mnie pod przymusem szczotkują i przycinają kopyta - to niech wszystkich pod przymusem szczotkują i przycinają kopyta".
   Czasem mam wrażenie że ONI testują swoje bydełko, do jakiego stopnia już zgłupiało i można zrobić z nim, co się chce. Do czego innego mogą służyć takie pomysły jak "małżeństwa homosiów"? Jednak w miarę, jak to trwa i się rozwija, zaczynam mieć przerażające podejrzenie:
      ONI, dwa pokolenia wcześniej ludzie inteligentni, wychowywali swoje dzieci w tych samych szkołach - i obecnie ONI, to... również bydlęta! Durne, tępe bydlaki marzące tylko żarciu, piciu i ekscesach seksualnych.
   Widać to po sprawie "globalnego ocieplenia". ONI naprawdę wydają się wierzyć, w "zagrażające nam" ocieplenie! Choć przecież nie trzeba robić badań geologicznych: wystarczy wiedzieć, że "Grenlandia" to ląd, na którym ok. 900 roku kwitły cytryny - a, jak też wiemy, Europa nie została zalana przez ocean. Trzeba też być kompletnym kretynem, by uwierzyć, że lodowce Antarktydy, ogrzane z -40°C do -35°C - zaleją nagle cały świat.
   A ONI – przynajmniej: niektórzy z NICH - wydają się sami w to wierzyć. Nadzorcy bydła stali się głupsi od chudoby, którą się opiekują...
   Piszę to - po raz któryś powtarzając te myśli - jak rozbitek, który wrzuca papier w butelce w odmęt oceanu Internetu. Przecież gdzieś jeszcze są LUDZIE! Nie jestem na świecie sam, nie wszyscy jeszcze zbydlęcieli do cna, w niektórych tli się jeszcze iskra człowieczeństwa! Zbuntujmy się, do cholery! Obalmy ten system!
   Jak można godzić się na ustrój, w którym bydlęta decydują o losie ludzi? Ja nie mam nic przeciwko temu, by ktoś chciał być traktowany jak nierogacizna - czyli żyć w "państwie opiekuńczym". Ale człowiek, który nie chce decydować o własnym losie, nie powinien w głosowaniu decydować o losie innych!
   Bydło niech sobie porykuje - a my musimy żyć! Bydło myśli o pełnym żłobie - my myślimy w wyprawach w Kosmos. Przyszłość Ludzkości (jeśli ma przetrwać) zależy od tego, czy zwyciężą ludzie - czy bydlęta? Czy wygra Rozum - czy Liczba?
   I nie ma tu znaczenia, czy rządzi, SLD, PiS, PO czy PSL; niezależnie od tego liczba urzędników rośnie, coraz więcej przepisów ogranicza naszą wolność... Jak długo możemy to znosić?
   Na szczęście ten system już jest zgniły. Nawet bydlątka zaczynają rozumieć, że rządzące nimi świnie rozpiły się, zdemoralizowały - i nie są już od nich mądrzejsze. Koniec jest bliski. Musimy się więc z'organizować, by być gotowi do stworzenia zrębów Państwa Wolności - w momencie gdy gdy cała ta anty-europejska "Unia Europejska" zacznie trzeszczeć w szwach.
      To już niedługo. Zacznijmy się szykować."




Porównajmy powyższy manifest z fragmentem dzieła autora innego, znanego skądinąd, manifestu, mianowicie "Rękopisów ekonomiczno-filozoficznych z 1844 r." Karola Marksa, tak bardzo różniącego się od Janusza Korwin-Mikkego:



"Zwierzę jest bezpośrednio tożsame ze swoją działalnością życiową. Nie odróżnia się od niej. Jest nią. Człowiek czyni samą swą działalność życiową przedmiotem własnej woli i świadomości. Jego działalność życiowa jest świadoma. Nie jest czymś, z czym człowiek bezpośrednio stapia się w jedno. Świadoma działalność życiowa odróżnia człowieka bezpośrednio od działalności życiowej zwierząt. Właśnie tylko dzięki temu jest on istotą gatunkową. Czyli że jest istotą świadomą, tzn. jego własne życie jest dla niego przedmiotem właśnie dlatego, że jest on istotą gatunkową. Tylko dlatego jego działalność jest działalnością wolną. Praca wyobcowana odwraca ten stosunek w taki sposób, iż człowiek, właśnie dlatego, że jest istotą świadomą, czyni ze swej działalności życiowej, ze swej istoty, jedynie środek swej egzystencji.
Praktyczne wytwarzanie świata przedmiotowego, przetwarzanie przyrody nieorganicznej jest przyświadczeniem człowieka jako świadomej istoty gatunkowej, tzn. istoty, która odnosi się do gatunku jako do swej własnej istoty, czyli do siebie jako do istoty gatunkowej. Wprawdzie i zwierzę produkuje. Buduje sobie gniazdo, mieszkanie, jak pszczoła, bóbr, mrówka itd. Ale zwierzę produkuje tylko to, czego potrzebuje bezpośrednio dla siebie albo dla swego potomstwa; produkuje jednostronnie, podczas gdy człowiek produkuje wszechstronnie; zwierzę produkuje tylko pod działaniem bezpośredniej potrzeby fizycznej, podczas gdy człowiek produkuje będąc nawet wolnym od fizycznej potrzeby i naprawdę dopiero wtedy produkuje, gdy jest od niej wolny; zwierzę produkuje tylko siebie samo, podczas gdy człowiek reprodukuje całą przyrodę; produkt zwierzęcia jest bezpośrednio związany z jego organizmem fizycznym, podczas gdy człowiek jest wolny w stosunku do swego produktu. Zwierzę formuje tylko na miarę i odpowiednio do potrzeb swojej species, podczas gdy człowiek potrafi produkować na miarę każdego gatunku i stosować do każdego przedmiotu właściwą miarę; dlatego też człowiek formuje również według praw piękna."



I co prawda Marks widział ludzi jako "społeczeństwo", bez własności prywatnej, religii, państwa, rodziny, prawa, moralności, nauki i sztuki, to mimo wszystko odróżniał on człowieka od zwierzęcia. Widząc jak w "Samych swoich" cmentarze dla psów i kotów, specjalne zakłady fryzjerskie dla zwierząt, może się to jeszcze wydawać niegroźne (czy normalne, to inna kwestia - jest popyt, jest więc i zaspokajanie popytu, chociaż w tym przypadku popyt raczej nie wytworzył się sam, a został sztucznie utworzony przez modę i trendy).


Tak odmienni światopoglądowo ludzie wskazują na tę samą prawidłowość. Dzisiaj niektórzy próbują zrobić z nas "szarą masę" (podobnie określano wyborców Stanisława Tymińskiego, których potem zgarnęły SLD i PSL - jak podaje prof. Antoni Dudek - ale to szczegół nie wpływający na przesłanie tego posta), aby swobodnie nią kierować tak, by zgodziła się na każdy wyzysk i każdy absurd. Co gorsza, udaje im się to znakomicie.

Robią z nas baranów, na wiele wymyślnych sposobów, a my jesteśmy im za to po prostu wdzięczni, bo dajemy się oszukać przez odpowiednie sformułowania i "zasłony dymne". Owszem, jakaś opieka i kierownictwo naszej trzódki jest potrzebne - ale bez przesady, bo wpadniemy w jakiś socjalistyczny, biurokratyczny totalitaryzm. Mamy także własną wolę, własne wartości, własne poczucie godności i własne potrzeby, marzenia, wymagania. Trzeba znaleźć między poddaństwem a wolnością jakiś złoty środek, który będzie optymalny i dla nas i dla państwa przynosząc obydwóm więcej korzyści razem, niż miałoby być tych korzyści w przypadku objęcia jakiejś skrajnej opcji.


Tak samo zresztą jak i w konserwatyzmie w moim rozumowaniu - postęp musi być, jak najbardziej jest on dobry, ułatwia życie, czyni nas lepszymi - ale nie można iść na skróty, ani zbyt szybko, bo można się przewrócić...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

W komentarzach na moim blogu panuje wolność słowa. Nie moderuję ich, chyba, że zawierają spam. Każdy może napisać szczerze to, co myśli.
Proszę przy tym o poszanowanie netykiety.