19 października 2010

Słowa i myśli. Manipulacja znaczeniami słów.

Na wstępie chciałbym przeprosić za rzadkie pisanie. Studia, kampania wyborcza (podpisy już zebrane, komitet zarejestrowany, plakaty wiszą...) i ograniczony dostęp do Internetu niejako to wymuszają. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - mam więcej czasu na książki. Fragmenty dwóch z nich chciałbym tutaj zacytować, gdyż bardzo pasują one do ogólnego tonu mojego bloga, gdzie często dociekam do prawdziwych znaczeń słów powszechnie wykorzystywanych szczególnie w mediach. Nie byłbym sobą, gdybym nie szukał "filozoficznie" istoty rzeczy ("o co tu konkretnie chodzi?") i nie wykazywałbym manipulacji, nieścisłości itp. w wypowiedziach i przekazach mających wpływać na nasze życie. To tak, jakby Piotr Kraśko nie wziął łyczka wody po każdym wydaniu "Wiadomości". Czynię więc swoją powinność i cytuję psychologa Gustava Le Bon, na którego studiując trafiłem przypadkiem, i z którym się zgadzam tu w stu procentach:



"Badania  nad wyobraźnią tłumu wykazały nam, że oddziałuje się na nią zwłaszcza obrazami, jeżeli zaś nie dysponujemy obrazami, należy, celem osiągnięcia tego samego skutku, użyć odpowied­nich słów i haseł. Zastosowane zręcznie, mają one na­prawdę tajemniczą i cudowną moc, jaką je już przed l  laty obdarzali zwolennicy magii. Słowa i hasła mogą \ wzniecić najgroźniejszą burzę w duszy tłumu, potrafią też go uspokoić; z kości ludzi, którzy padli ofiarą tej mocy słów i haseł, można by usypać o wiele większą górę niż piramida Cheopsa.

Moc słów ściśle łączy się z wywołanymi przez nie obrazami i nie zależy od ich rzeczywistego znaczenia. Słowa o jak najbardziej nieokreślonym znaczeniu oddziałają z o wiele większą siłą aniżeli te, których znaczenie   dokładnie   pojmujemy.   Tak  np.   słowa:   demo­kracja,   socjalizm,   równość,   wolność   itd.   oddziałują bardzo silnie, chociaż ich znaczenie jest tak niejasne i nieuchwytne, że na ich określenie potrzeba by spisy­wać całe tomy. A przecież każdy dziś wie, że słowa te "mają moc magiczną, jak gdyby ich  użycie rozwiązy­wało za jednym zamachem wszystkie dręczące zagadki. Słowa te stanowią syntezę wszystkich nieświadomych dążeń   i   nadzieję   ich   urzeczywistnienia;   przy   czym dążenia te są zazwyczaj narzucane tłumowi.

Rozumowanie i najsilniejsza argumentacja tracą swą moc  w  walce  z  pewnymi słowami i hasłami.  Wobec tłumu wymawia się te słowa z pewnym namaszcze­niem, co tłum w mgnieniu oka podchwytuje i przybiera postawę pełną szacunku. Są i tacy, którzy słowom tym przypisują moc nadprzyrodzoną; wywołują one w du­szach obrazy niejasne, która to niejasność potęguje ich tajemniczą moc. To jakby bóstwa ukryte w świą­tyni, do których zwykły śmiertelnik nie przystępuje bez drżenia.

Obrazy wywołane przez niektóre słowa nie zależą od ich znaczenia; przy zachowaniu tej samej formy zmieniają się z pokolenia na pokolenie i są różne w róż­nych krajach. Słowo to tylko bodziec wywołujący w duszy pewne wyobrażenia, których treść zależy w pierwszym rzędzie od sposobu i siły wypowiedzenia.

Nie każde słowo i .nie każde hasło łączy w sobie te moc wywoływania obrazów. Niektóre słowa z powodu zbyt częstego używania stają się zanadto powszednie i tracą swą moc. Zamieniają się w puste dźwięki, a jedynym pożytkiem z nich płynącym jest tylko uwal­nianie od myślenia tego, kto ich używa. Kilka zdań, haseł i frazesów wbitych w głowę w młodości wystar­czy, by przejść przez życie bez najmniejszego zasta­nawiania się.

Badania nad mową poszczególnych narodów wyka­zują, że słowa ją tworzące bardzo powoli zmieniają się na przestrzeni wieków, ale za to wyobrażenia, które one wywołują, i nadawane im przez nas znaczenia zmieniają się bardzo często. Na tej podstawie wyka­załem w jednej ze swych poprzednich prac, że dokładne zrozumienie języka martwego jest rzeczą niemożliwą. Cóż bowiem robimy, gdy odpowiednim wyrazem fran­cuskim zastępujemy wyraz grecki, łaciński lub sans-krycki, albo gdy staramy się zrozumieć książkę napi­sana w ojczystym języku sprzed kilkuset lat? Po pro­stu zastępujemy treść i wyobrażenia, które istniały w duszy narodu w czasach starożytnych, treścią i wy­obrażeniami z życia współczesnego. Sprawcy Wielkiej Rewolucji w ten właśnie sposób naśladowali Greków i Rzymian, wtłaczając w ich wyrażenia takie znaczenia, które nigdy nie istniały w duszach tych narodów. Jakiż w końcu istnieje związek między instytucjami Greków a tymi, które oznaczamy dziś odpowiednimi słowami? Przecież republika była wtedy instytucją czysto arystokratyczną, układem sił małych i większych despotów władających tłumami niewolników, którzy nie mieli prawa rozporządzać nawet swym życiem. Z tym, że bez tych niewolniczych rzesz owe gmino-władne arystokracje nie mogłyby istnieć.

A słowo „wolność" w czasach, kiedy nie domyślano się jej nawet i gdy niezgadzanie się z panującymi insty­tucjami i nakazami było największą zbrodnia, cóż mo­że mieć wspólnego ze znaczeniem, jakie obecnie mu przypisujemy? Ateńczyk lub Spartanin przez „ojczy­znę" pojmował jedynie Ateny lub Spartę, a nie ca­łą Grecję, rozbitą wówczas na drobne państewka, skłó­cone i wojujące ze sobą. Jakież znaczenie nadawali temu słowu Galowie, rozbici na wrogie sobie plemio­na, różniące się ponadto rasą, mową i religią, dzięki czemu Cezar z łatwością mógł ich podbić, albowiem wygrywał jedno plemię przeciw drugiemu? Rzym, dając Galom jedność polityczną i religijną, stworzył im ojczyznę. Wiemy, że jeszcze przed dwustu laty książęta francuscy zawierali sojusze z obcymi mocar­stwami przeciw własnemu królowi; słowo „ojczyzna" miało u nich inne znaczenie, aniżeli ma je obecnie. Inaczej też pojmowali to słowo ci, którzy w imię ho­noru walczyli przeciw Francji, sami będąc Francuza­mi; prawo feudalne łączyło wasali z suwerenem, nie z ziemią, a ich ojczyzna była tam, gdzie był suweren.

Bardzo wiele jest takich słów, które nie do poznanią zmieniły swe znaczenie w ciągu wieków; poprzed­nie ich znaczenie możemy uchwycić dopiero po dłuż­szym wysiłku. Słusznie ktoś stwierdził, że chcąc zro­zumieć takie wyrazy jak „król" i „rodzina królewska" w ich znaczeniu przed wiekami, musimy bardzo dużo przeczytać na ten temat. A cóż dopiero mówić o sło­wach bardziej zawikłanych!

[...]

Słusznie zauważył Tocqueville, że Konsulat i Ce­sarstwo główny swój wysiłek włożyły w zmienianie nazw większości dawnych instytucji; usuwały w ten sposób słowa budzące przykre wspomnienia w duszy tłumów, zastępując je wyrazami nie budzącymi grozy. Na przykład zachowano wszystkie dawniejsze podatki, a nawet nałożono nowe, ale ludność ze spokojem je znosiła, albowiem nadano im inne nazwy.

Każdy mąż stanu powinien rzeczom, których tłumy nie mogą ścierpieć, a których istnienia dla dobra na­rodu nie da się wyrugować, nadawać nowe nazwy i dbać, by były popularne lub przynajmniej obojętne. Moc słów jest tak wielka, że nawet najbardziej znie­nawidzona rzecz, skoro otrzyma nową, powabną nazwę, zostanie radośnie przyjęta.

Taine słusznie stwierdza, że w imię wolności i brater­stwa — słów ukochanych przez tłumy — udało się Jakobinom „zaprowadzić taki despotyzm, jaki jest moż­liwy jedynie w Dahomeju, stworzyć najkrwawszy try­bunał i uśmiercać tysiące ludzi tak, jak to robiono w starożytnym Meksyku". Sztuka rządzenia, podobnie jak i sztuka obrońców sądowych, polega przede wszy­stkim na doborze odpowiednich słów; trudność polega na tym, że te same słowa w jednym społeczeństwie mają różne znaczenie dla różnych warstw społecznych. Różne warstwy społeczne używają wprawdzie tych sa­mych słów, ale ich mowa nierzadko się różni.

W przytoczonych przykładach kładłem nacisk na czas, który zmienia znaczenie przypisywane tym samym słowom. Jeżeli uwzględnimy jeszcze rasę, przekonamy się, że u narodów należących do różnych ras, chociaż będących na jednakowym poziomie cywilizacji, te same słowa posiadają często odmienne znaczenie. Przede wszystkim podróżnicy dobrze podchwytują te różnice. Dla przykładu przytoczę słowa: demokracja i socja­lizm, które różne narody różnie pojmują, nie mówiąc już o różnym pojmowaniu tych słów przez różne war­stwy społeczne. Tak np. u narodów pochodzenia ro­mańskiego demokracja oznacza podporządkowanie dą­żeń jednostki dążeniom ogólnym, jakie reprezentuje państwo.[...] U narodów anglosaskich, zwłaszcza w Ameryce, demokracja oznacza pełny roz­wój jednostki, z ograniczaniem wpływu państwa, które powinno kierować jedynie policją, armią i dyplo­macją.

Widzimy więc, że to samo słowo u jednych naro­dów oznacza podporządkowywanie się jednostki ogóło­wi i ograniczenie inicjatywy jednostki na rzecz państwa, u drugich zaś wysuwanie interesu jednostki przed interes ogółu i inicjatywy jednostki przed inicjatywę państwa. To samo słowo ma jeszcze dziś u obydwu narodów krańcowo przeciwne znaczenie."

Gustav Le Bon, Psychologia Tłumu



Jak widać, sporo tego, ale naprawdę warto przeczytać. Cała książka jest godna polecenia, ale nie będę jej tutaj wklejał w całości. Wybrałem tylko fragment, który pasuje do ogólnego nurtu mojego bloga. Bardzo często zdarza się, że ktoś pod przykrywką "równości", "godności" etc. tak naprawdę serwuje nam coś zupełnie odmiennego. Jak podawałem we wpisie "Równość czy niewolnictwo?", pod ładnym, szeroko akceptowanym hasłem może kryć się niezupełnie to, czego oczekujemy. Również na stare określenia wynajduje się nowe słowa (jak to napisał Le Bon: 9, 10 i 11 akapit cytowanego przeze mnie fragmentu, od słów "Słusznie zauważył Tocqueville..."). Przykład? Polecę trochę ostro: na zabijanie ludzi mówi się teraz "eutanazja".

W czasie tzw. "Wielkiej" Rewolucji Francuskiej równość wymierzano gilotyną. Był tam również pewien rewolucyjny naukowiec, który równość postrzegał w kategorii wzrostu. Stworzył "normę wzrostu", czyli określił, jakiej wysokości powinien być przeciętny, równy człowiek. Następnie skonstruował maszynę (podobną do średniowiecznego narzędzia tortur), którą zbyt niskich ludzi rozciągał, a zbyt wysokich - skracał o głowę. Jakoś dziwnym trafem zdarzyło się, że on sam mieścił się w tej normie idealnie :D


***
W poprzedniej notce popełniłem błąd. "Gorący temat" emitowany jest w TVP2, nie w "Jedynce". Jak powszechnie wiadomo, ta stacja jest "kontrolowana" przez... SLD. Nie jestem już więc zdziwiony ogólnym, lewicowym nurtem tejże stacji. Dla dokładności: TVP1 jest pod PiSem, a Polsat i TVN - PO. Najlepiej widać to w serwisach informacyjnych i przede wszystkim w postawie i tonie wypowiedzi dziennikarzy, prezenterów, szczególnie w programach publicystycznych...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

W komentarzach na moim blogu panuje wolność słowa. Nie moderuję ich, chyba, że zawierają spam. Każdy może napisać szczerze to, co myśli.
Proszę przy tym o poszanowanie netykiety.