24 października 2010

In vitro.

Jak obiecywałem, poruszę teraz kwestię zwolenników in vitro, jak i samej metody, oraz jej zagrożeniach, szkodliwości i amoralności (a co, trzeba nazwać to po imieniu). Wielu ze zwolenników in vitro jest "za", bo dzięki tej metodzie bezpłodne pary mogą mieć własne dzieci (co niewątpliwie jest dobre!). Jednak, podobnie jak motłoch w rewolucyjnej Francji, patrzą na tę sprawę tylko z jednej strony, z tylko jednego aspektu. Nie zagłębiają się w problematykę powikłań, zagrożeń długofalowych (także dla całej ludzkości!*) i są "zaślepieni" pojedynczym "plusem". Oprócz kwestii zabijania zarodków występują tutaj też kwestie ściśle pragmatyczne, które poruszę za dwa akapity (oznaczę to gwiazdką).


Wróćmy do kwestii zabijania ludzi przy procedurze in vitro. W czwartek rano (21 października 2010r.) w SLD-owskiej TVP2 podano w "Panoramie" newsa, że Celine Dion po sześciu próbach "wreszcie" zapłodniła się in vitro. Zrobiłem wielkie gały, bo wyobraziłem sobie nagłą likwidację naprawdę sporej liczby istnień ludzkich, w atmosferze ogólnego szczęścia i prawnego przyzwolenia, na dodatek potraktowanych jak produkty uboczne (lub inaczej: śmieci). To, że w trakcie tej procedury ginie dość sporo zarodków, jest oczywiste i powszechnie przyznawane. Tego zatuszować się nie da. Konflikt leży natomiast w kwestii, czy ten zarodek to "już" człowiek, czy nie. Środowiska lewicowe twierdzą, że to jest płód, a nie człowiek. Co twierdzę ja? Słowo "poczęcie" oznacza rozpoczęcie, początek. W tym przypadku początek człowieka. Owe "już" człowieka następuje w momencie zapłodnienia komórki jajowej. Płód jest więc jednocześnie i płodem i człowiekiem. Co prawda dość niewielkim, ale to nie czyni go gorszym, nie pozbawia go ludzkiej godności (pamiętajcie, co pisałem w notce o godności człowieka) i podstawowych praw. Jeszcze ciekawszy jest fakt, iż Amerykanie dokonując aborcji nawet na 9-miesięcznym "płodzie" twierdzą, że to nie jest człowiek. Co innego, kiedy urodzi się 5-miesięczny wcześniak - o, wtedy to już jest człowiek. Szczyt hipokryzji. Co więc czyni nas ludźmi? To, że przeszliśmy przez szyjkę macicy (pomijam ludzi z "cesarki")? A może to, że zostaliśmy oficjalnie uznani za ludzi - przez innego człowieka?


* - A teraz kwestie ściśle pragmatyczne, niezależne od naszego nastawienia moralnego (czyli pomijamy pytanie: czy człowiek jest zwierzęciem?). Pierwszą kwestią jest sama procedura zapłodnienia in vitro. W naturze odbywa się to tak, że komórka jajowa jest oblepiona ze wszystkich stron plemnikami (nie jest tak, że "kto pierwszy ten lepszy"!). Ona wybiera sobie jednego plemnika - i wpuszcza tylko tego. Co się dzieje natomiast w laboratorium? Tam, podczas zapłodnienia in vitro, nie wybiera komórka jajowa - wybiera lekarz. Wygrywa plemnik, który jest dosłownie wylosowany - a nie wybrany przez naturę. Dodatkowo, ściana komórki jajowej jest nakłuwana (niszczona) i - pod wpływem nacisku igły - zniekształcana w bardzo wysokim stopniu. Czy z takiej procedury dziecko ma szanse urodzić się zdrowe? Fakt, iż takie dzieci są później przez długi czas pod ścisłą obserwacją medyczną wskazuje na to, że te szanse są znacznie obniżone...


Druga kwestia - tym razem społeczna. Jak wiemy, już niedługo "dzięki" in vitro rodzice będą mogli wybierać wiele cech swojego przyszłego dziecka - od koloru oczu i włosów po wrodzone odporności na choroby i zwiększone zdolności umysłowe. Nietrudno jest się domyśleć, że każdy taki rodzic skonstruuje sobie swoje wymarzone, doskonałe dziecko. Takie dzieci będą miały łatwiejszy start, będą "lepszymi ludźmi", bardziej zdolnymi, zdrowszymi... Pracodawca będzie wolał takiego "supermena" niż dziecka ze zwykłego poczęcia. Mutacje i powikłania jeszcze się nie objawią, ale objawią się nowy rasizm i nowe niewolnictwo. Za in vitro trzeba będzie słono zapłacić - tylko bogaci będą mogli mieć "super-dzieci", z  których wykształci się w przyszłości klasa "panów". Nie trzeba długo myśleć, żeby dopisać dalszy bieg tej historii: "gorszych ludzi" będzie zdecydowanie więcej. Nie będzie im odpowiadała ta sytuacja i po prostu zbuntują się (a może już nie będą "ludźmi" tak samo jak te usunięte płody? może nazwą ich małpami - wtedy będziemy mieli akcję niczym z "Planety Małp"). Znamy tę prawidłowość z historii świata - rewolucje są wyrazistym znakiem takich nagłych przemian, kiedy większość (tłum) chce coś osiągnąć. Może i tłum nie jest zbyt rozumny, ale za to ma wielką moc działania...


Podpisuję się pod powyższym imieniem i nazwiskiem - zobaczymy w przyszłości, czy miałem rację... No, chyba, że zamiast in vitro będzie jakaś inna, moralna metoda, regulowana w taki sposób, aby tylko niepłodne pary mogły ją zastosować. Takie metody już powstają, już są i powoli będą wdrażane, jeśli wszystko się powiedzie. Po prostu czasami nie warto iść na skróty.


Wiele razy wspominałem dzisiaj o kwestii traktowania ludzi jak zwierzęta. Poruszę ten temat szerzej w następnej notce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

W komentarzach na moim blogu panuje wolność słowa. Nie moderuję ich, chyba, że zawierają spam. Każdy może napisać szczerze to, co myśli.
Proszę przy tym o poszanowanie netykiety.